środa, 29 lipca 2020

Znana Historia Panny Evans (001)


Rozdział 1


Wysiadły na stacji metra w Temple i skierowały się w kierunku Waterloo Bridge. Petunia była milcząca. Lily wiedziała, że siostra nie cieszy się z jej odwiedzin. Przestały być sobie bliskie, kiedy zaczęła naukę w Hogwarcie i od tamtej pory nie potrafiły ze sobą szczerze rozmawiać. W dodatku, spędzały ze sobą za mało czasu. A teraz, po przeprowadzce Petunii do Londynu, miały go mieć jeszcze mniej.

O której masz powrotny pociąg do Cokeworth? spytała w końcu Petunia.

Nie wracam dzisiaj do domu. Pojadę porannym ekspresem.

Petunia spojrzała na nią zaskoczona.

Ale chyba nie zamierzasz nocować u mnie?

Lily westchnęła. Nie oczekiwała ciepłego przyjęcia, Petunia nigdy nie była gościnna, ale miała cichą nadzieję, że siostra choć troszkę się za nią stęskniła. W końcu od ostatniego spotkania minęło już ponad pół roku.

Nie martw się. Przenocuję w Dziurawym Kotle. Chcę jutro kupić pióra i pergamin na Pokątnej.

Petunia skrzywiła się lekko. Jej niechęć do wszystkiego, co magiczne, zdawała się pogłębiać z każdym rokiem.

Podoba ci się Londyn? zapytała Lily po dłuższej chwili milczenia. Przywykłyśmy do spokojniejszego życia. Tutaj wszystko wydaje się być takie głośne…

To piękne miasto odpowiedziała sucho Petunia. Nie mogę ciągle mieszkać na prowincji i czekać, aż coś mi się w życiu przydarzy. Wolę cieszyć się swoją wolnością.

A co będziesz tutaj robić? Nie będzie ci smutno samej?

Nie jestem sama zaperzyła się. Mieszka tu całkiem sporo znajomych z college’u. Poza tym, zamierzam zapisać się na kurs pisania na maszynie i poszukać stałej pracy. W takim dużym mieście nikt nie jest sam.

Lily nie zamierzała się sprzeczać. Nie lubiła dużych miast i chętnie odradziłaby siostrze przeprowadzę do stolicy, gdyby istniała chociaż mała szansa, że Petunia jej posłucha. Sama nigdy nie zdecydowałaby się na taki krok. Lubiła małe Cokeworth, z jego wąskimi uliczkami, dużymi parkami i rzeką, nad którą przesiadywała kiedyś godzinami w towarzystwie Seveusa. Wiele miłych wspomnień wiązało się z rodzinnym domem i nie wyobrażała sobie życia w innym miejscu. Tutaj wszystko było za duże – domy za wysokie, rzeka zbyt szeroka, ulice gwarne i zatłoczone. Zupełny brak miejsca dla wyobraźni. I dla magii…

Odruchowo sięgnęła ręką do kieszeni płaszcza i zacisnęła palce na różdżce. Poczuła się dużo pewniej, gdy znajomy prąd przebiegł jej po dłoni w kierunku nadgarstka. Przez ostatnie lata ciągle miotała się pomiędzy życiem mugola a życiem czarownicy. W szkole radziła sobie bardzo dobrze, ale jej mugolskie pochodzenie zaczęło stanowić problem odkąd świat czarodziejów zelektryzował ruch wzniecony przez czarodzieja tytułującego się Lordem. Ruch, który nie przewidywał w tym świecie miejsca dla kogoś takiego, jak ona. Nie była jednak mugolem. Przez sześć lat przesiąkała magią i coraz bardziej denerwowało ją, że nie mogła swobodnie korzystać z czarów. To było jak odgrywanie ról – w żadnej z nich nie czuła się dobrze. Nigdzie do końca nie pasowała. Nie miała własnego miejsca w świecie.

Tego roku wakacje miały być inne. Po raz pierwszy, jako pełnoprawna czarownica, mogła używać różdżki bez ograniczeń. Oczywiście – w granicach czarodziejskiego prawa.

Petunia wynajmowała mieszkanie razem z koleżanką w jednej z pobliskich kamienic. Lily odprowadziła ją pod same drzwi i pożegnała się pośpiesznie, zerkając na zegarek. Nie przyznała się, jaki był prawdziwy cel wizyty w Londynie. Nie chciała psuć miłego przedpołudnia. Petunia może i nie była w najlepszym nastroju, ale, ostatecznie, spędziły całkiem miły, normalny, wolny od kłótni dzień. Gdyby wspomniała o spotkaniu z Marleną, z pewnością byłoby inaczej.

Marlena McKinnon czekała na nią w umówionym miejscu na St James’s Square. Nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia pięć lat i niewątpliwie była bardzo ładna. Nosiła zwykły mugolski ubiór – ołówkową spódnicę, ciemnoróżowy żakiet i buty na wysokich obcasach. Przeczesywała wzrokiem okolicę, przytupując niecierpliwie nogą, wyraźnie poirytowana. Mimo, że trzymała w ręce różdżkę, mugole zdawali się nie zwracać na nią najmniejszej uwagi.

Lily podeszła do niej i uśmiechnęła się nieśmiało.

Pani McKinnon? To ze mną była pani umówiona. Jestem Lily Evans.

Wyciągnęła rękę, ale Marlena jej nie uścisnęła. Prychnęła cicho i zlustrowała dziewczynę szybkim spojrzeniem.

Z wami, mugolakami, nie ma przynajmniej problemu mruknęła. Potraficie się ubrać tak, żeby nie zwracać na siebie uwagi.

Lily cofnęła rękę, a uśmiech spełzł jej twarzy.

Czego nie mogę powiedzieć o pani odparowała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Elegancka młoda kobieta, samotna, wyraźnie oczekująca na spotkanie… Z pewnością przykuwa pani uwagę. Wypatrzyłam panią z daleka.

Marlena McKinnon rozluźniła się nieco i uśmiechnęła lekko.

No, no… Wojowniczka z ciebie powiedziała zaskakująco łagodnym tonem. Auror potrafi zadbać o własne bezpieczeństwo. Wystarczy proste zaklęcie zwodzące.

Lily sięgnęła do torebki po list i podsunęła go Marlenie pod nos.

Tu napisano, że odprowadzi mnie pani do ministerstwa powiedziała chłodno. Rozumiem, że nie będziemy bawić się w uprzejmości, więc może po prostu miejmy już to z głowy.

Ku zaskoczeniu dziewczyny, Marlena roześmiała się perliście. Chwyciła kopertę, przejrzała pobieżnie treść listu, po czym ruszyła przed siebie swobodnym krokiem, dając Lily do zrozumienia, że powinna pójść za nią.

Powinnam cię wylegitymować powiedziała po chwili McKinnon, zwracając kopertę. Odpowiesz na parę pytań, dobrze? Z jakiego drewna wykonano twoją różdżkę?

Lily zawahała się.

Wierzbowego odpowiedziała ostrożnie

Drugie imię matki?

Valerie…

Nazwisko męża siostry?

Moja siostra nie ma męża…

Najbliższa koleżanka w Hogwarcie?

Lily uniosła brwi. Była ciekawa na jakiej podstawie weryfikowano jej odpowiedzi. Korciło ją, żeby skłamać i wypróbować wiedzę towarzyszki, ale coś jej mówiło, że napytałaby sobie biedy.

Mary Macdonald odpowiedziała w końcu.

Zgadza się powiedziała Marlena, wzruszając ramionami na widok zdumionej miny Lily. O wiele łatwiej zweryfikować tożsamość przyjaciół, niż obcych czarodziejów wyjaśniła. Można wtedy zapytać o coś osobistego i problem z głowy. Musiałam cię wcześniej sprawdzić, żeby mieć jakikolwiek punkt zaczepienia. Na szczęście Dumbledore ma rękę na pulsie.

Rozmawiała pani o mnie z profesorem Dumbledore’em?

Marlena kiwnęła potakująco głową.

I z profesor McGonagall dodała. Jeśli jesteś ciekawa, to oboje wypowiadają się o tobie bardzo pochlebnie i nie zdziwiłabym się, gdybyś dostała w tym roku funkcję prefekta naczelnego.

Ciemny rumieniec zabarwił policzki Lily. Nie znosiła tego. Jej twarz była jak otwarta księga, można było z łatwością wszystko z niej wyczytać.

Wiesz po co tu jesteś? zapytała czarownica.

Niezupełnie. Poproszono mnie o stawienie się na przesłuchaniu w Biurze Aurorów w związku z jakimiś incydentami, które miały miejsce w zeszłym roku w Hogwarcie, ale, prawdę mówiąc, nie bardzo wiem o jakie incydenty chodzi.

Marlena skinęła głową, po czym bez ceremonii ujęła Lily pod rękę i pociągnęła ją w kierunku podejrzanego zaułka. Lily wiedziała, że wejście do Ministerstwa Magii magii było ukryte gdzieś w centrum Londynu, ale nigdy wcześniej tam nie była. W gruncie rzeczy, uważała, że to bardzo miłe ze strony Ministerstwa Magii, że zapewnili jej eskortę. W ten sposób nie musiała błąkać się samotnie po Londynie.

Wiem o twojej rodzinie, Evans odezwała się niespodziewanie Marlena, gdy zatrzymały się nagle przed zdemolowaną budką telefoniczną. Dumbledore twierdzi, że jesteś mądrą dziewczyną i można ci zaufać, więc ci powiem…

Rozejrzała się nerwowo wokoło.

Musisz bardzo uważać syknęła cicho, zaglądając Lily w oczy. Ściągają was wszystkich po kolei do Ministerstwa, żeby wypytać o wpływy Sama-Wiesz-Kogo w Hogwarcie. Niepokoją ich przypadki używania czarnej magii. Chcą dobrze, ale nawet wśród nas, aurorów, są ludzie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Doniosą swojemu panu o wszystkim, czego się dzisiaj dowiedzą. Pochodzisz z rodziny mugoli… Uważaj na to, co powiesz.

Zimny dreszcz przebiegł po plecach Lily. Przyglądała się McKinnon z nieskrywanym strachem w oczach.

Dlaczego mi o tym mówisz? zapytała cicho.

Marlena uśmiechnęła się kwaśno.

Jesteśmy po tej samej stronie odpowiedziała spokojnie, zapraszając ją gestem do budki telefonicznej.

Weszły do środka. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, Marlena zabrała się do wprowadzania numeru na zniszczonym aparacie telefonicznym. Najwyraźniej wciąż działał, bo aurorka podała przez słuchawkę ich nazwiska i cel wizyty, a w odpowiedzi z pojemnika na resztę wypadła ładna plakieta, którą Lily przypięła do płaszcza.

Trzymaj się mnie i staraj się nie zwracać na siebie dużej uwagi poinstruowała ją opiekunka, gdy budka telefoniczna drgnęła i zaczęła opadać w głąb ziemi

Lily czuła się jak w transie. Widziała już wiele magicznych miejsc, ale Ministerstwo Magii okazało się wyjątkowe. Było połączeniem dużej, mugolskiej korporacji i Hogwartu, który był dla niej symbolem kontrolowanego chaosu. Przeszły kolejno przez zatłoczony hol z mnóstwem kominków i piękną, rzeźbioną fontanną, biuro ochrony, gdzie poddała kontroli swoją różdżkę, i mały salonik z szeregiem wind prowadzących na inne piętra budynku. Wszędzie roiło się od czarodziejów i czarownic w kolorowych szatach, którzy śpieszyli w różnych kierunkach. Niektórzy trzymali w rękach różdżki, inni teczki z dokumentami, a gdzieś w oddali dojrzała czarodzieja w szacie do quidditcha z piękną sportową miotłą pod pachą. Wysoko nad ich głowami szybowały sowy.

Marlena wepchnęła ją do jednej z wind, tuż za otyłym czarodziejem, któremu dymiło się lekko z uszu. Gdy tylko znalazły się w środku, złote kraty windy zatrzasnęły się za nimi ze zgrzytem.

Uważaj na sowy mruknęła cicho Marlena, wskazując palcem żerdź umieszczoną pod sufitem, na której siedziało z tuzin różnokolorowych sów. Uniosła swoją różdżkę i wyczarowała sobie nad głową migoczącą tarczę przypominającą mały parasol. Na wszelki wypadek wyjaśniła. Bardzo ciężko sprać to świństwo z ubrania.

Wysiadły na poziomie drugim. Marlena zdawała się dobrze wiedzieć, dokąd zmierza, więc Lily nie zadawała pytań, tylko dreptała za nią, rozglądając się z ciekawością. Mijały po drodze wiele drzwi. Na niektórych wisiały złocone tabliczki z nazwiskami urzędników, inne zdawały się nie mieć klamek i zamków. Sieć korytarzy była tak splątana, że powinni przyznawać szczególne odznaczenia wszystkim, którzy poruszali się tutaj bez mapy, pomyślała.

Tutaj powiedziała w końcu Marlena, wskazując duże przeszklone drzwi. To Kwatera Główna Aurorów.

Kwatera Główna okazała się być ogromnym, gwarnym pomieszczeniem z mnóstwem ścianek działowych tworzących osobne boksy. Pomiędzy nimi przelatywały chmary skrzeczących sów. Tu i ówdzie rozlegały się krzyki lub śmiechy. Lily poważnie wątpiła, czy w takich warunkach można się skupić i wydajnie pracować.

Marlena wskazała jej wejście do wąskiego korytarza po drugiej stronie pomieszczenia, nad którym wisiał duży szyld: „ MAGICZNA POLICJA”.

Zaczekaj tam poleciła. Na końcu znajduje się poczekalnia. Zawołają cię, gdy będzie twoja kolej. I… pamiętaj co mówiłam.

Poklepała ją przyjaźnie po ramieniu i odeszła w kierunku jednego z boksów.

Poczekalnia okazała się być szerokim holem z rzędami plastikowych krzeseł pośrodku. Na stołkach siedziało już kilkoro uczniów. Niektórym towarzyszyli dorośli czarodzieje, inni przechadzali się samotnie, wzdłuż ścian. Kilka twarzy obróciło się ciekawie w jej kierunku. Poczuła się głupio, stojąc tak pośrodku, nie wiedząc gdzie podziać oczy.

Możesz usiąść tutaj, Evans.

Znajomy głos. Odwróciła się pośpiesznie, próbując zlokalizować ciemną czuprynę pośród innych głów.

James Potter siedział samotnie na jednym z krzesełek, wspierając łokcie na kolanach. Patrzył wprost na nią. Poczuła, jak jej serce gwałtownie przyśpiesza, i natychmiast się za to skarciła. Nie powinna tak reagować na jego widok. James był arogancki. Próżny. I nieczuły. Czasem naprawdę go za to nienawidziła. Co raz trudniej było jednak udawać, że nie brównocześnie najbardziej fascynującym mężczyzną, jakiego znała. Zupełnie jakby walczyły w nim dwie sprzeczne natury. Podziwiała jego zasady, oddanie przyjaciołom i odwagę. Wiedziała, że otwarcie krytykował poglądy Lorda Voldemorta i był w stanie ryzykować własnym życiem, jeśli chodziło o wartości, które wyznawał. Nic nie mogła poradzić na to, że widziała w nim przeciwieństwo Severusa Snape’a.

W dodatku, James naprawdę mógł się podobać. Miał zgrabną, wysportowaną sylwetkę, przystojną twarz i ciemne oczy otoczone długimi rzęsami. Doskonale zdawała sobie sprawę, że spora część dziewcząt w szkole spogląda za nim tęsknie. Nawet Syriusz Black, ze swoją klasyczną urodą i pociągającym uśmiechem, nie cieszył się taką popularnością. Syriusz był nonszalancki, niedostępny – James powszechnie lubiany. Lily nie byłaby ze sobą do końca uczciwa, gdyby nie przyznawała, że urok Pottera działał także na nią. Podobał się jej, choć nigdy by się do tego nie przyznała przed żadną inną istotą. Zwłaszcza, że James był chłopakiem jej przyjaciółki.

Cześć, Potter przywitała się, pochodząc bliżej. Jak ci mijają wakacje?

Czuła się niezręcznie. Co prawda, odkąd ograniczyła kontakty z Severusem, a James zaczął spotykać się z Mary, konflikty pomiędzy nimi zdarzały się coraz rzadziej, ale wciąż można było wyczuć napięcie w ich wzajemnej relacji.

Cześć, Evans odpowiedział, przedrzeźniając jej oficjalny ton. Wiesz, po tylu latach moglibyśmy już sobie darować te oficjalne zwroty.

Lily uśmiechnęła się mimowolnie. Usiadła na jednym z wolnych krzeseł obok Jamesa i spuściła wzrok, unikając jego spojrzenia.

Nie sądzę, żebym potrafiła się przestawić wyjaśniła rzeczowym tonem. Zbytnio się przyzwyczaiłam do tych naszych ciągłych kłótni. Nie będę się przecież na ciebie wydzierać po imieniu...

W jego oczach zamigotały wesołe błyski. Spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony.

Rzeczywiście, to byłoby niezręczne.

Siedzieli przez dłuższą chwilę w ciszy, zagłębieni we własnych myślach. James wydawał się być zupełnie rozluźniony i jego nastrój zaczął powoli udzielać się Lily. Niepokój związany z nadchodzącym przesłuchaniem powoli się ulatniał. Rozsiadła się wygodniej i zaczęła się rozglądać po pomieszczaniu.

Znajdowało się tu wiele drzwi. Niektóre z nich były przeszklone i można było dostrzec za nimi duże sale konferencyjne z mnóstwem krzeseł, służące zapewne do spotkań plenarnych. Pozostałe wykonano z białego drewna, a na wysokości oczu powieszono małe tabliczki informacyjne, wypisane złoconymi literami. Przyjrzała się najbliższej tabliczce, próbując rozszyfrować napis.

Wydział Policji POKÓJ PRZESŁUCHAŃ”, przeczytała.

Tu nas będą przesłuchiwać? zapytała.

Dostałaś wezwanie w sprawie Hogwartu? upewnił się James.

Kiwnęła twierdząco głową.

W takim razie zawołają cię z powrotem do Kwatery Głównej. Sprawą Hogwartu zajmują się aurorzy. Nastaw się na to, że będzie nieprzyjemnie. Nie należą do najłagodniejszych ludzi… Z resztą, sama wiesz. Czarna magia przeżarła im szare komórki. Maglowali mnie wczoraj trzy godziny.

James przewrócił teatralnie oczami. Spojrzała na niego zaskoczona. Marlena McKinnon wspomniała, że wzywają wszystkich uczniów po kolei, więc założyła, że oboje znajdują się tutaj z tego samego powodu.

Zapytają cię o różne sprawy ciągnął James, zdając się nie zauważać jej zdziwienia. Jakie przedmioty cię interesują, czy należysz do jakiś organizacji studenckiej… I takie tam rzeczy. A potem wyciągną akta i będą wypytywać, czy wiesz cokolwiek o przypadkach, do których udało im się dotrzeć. Mają tam chyba informacje o wszystkich incydentach z kartoteki Filcha z ostatnich dziesięciu lat. Uśmiechnął się łobuzersko. Nie wiedziałem nawet, że mam taką grubą teczkę...

Skoro przepytywali cię wczoraj, to co tu robisz? Przerwała mu z niepokojem. Chyba cię o nic nie podejrzewają, Potter?

James umilkł i odwrócił się szybko, żeby nie mogła spojrzeć mu w twarz. Wyraźnie się zmieszał.

Nie, nie sądzę… odpowiedział cicho.

Więc co tutaj robisz?

Westchnął głośno z rezygnacją.

Aresztowali mnie…

Co?

Aresztowali – powtórzył spokojnie. – Łapa… To znaczy, Syriusz i ja... Mieliśmy małą przygodę z mugolską policją. Nic poważnego… Naprawdę! Ale nieopatrznie podaliśmy własne nazwiska i…

JAMESIE POTTER!

James wyprostował się szybko i zaklął cicho pod nosem. Niska, drobna czarownica, w pięknej szmaragdowej szacie, wyraźnie zmierzała w ich kierunku, a zdziwiony tłum rozstępował się przed nią jak za dotknięciem różdżki. Na jej twarzy malował się grymas – mieszanina złości i strachu. Tuż za nią szedł szpakowaty mężczyzna, kłaniając się mijanym czarodziejom w przepraszającym geście.

Chętnie oszczędziłbym ci tego, Evans, ale obawiam się, że już trochę na to za późno jęknął Potter, po czym podniósł się niechętnie z miejsca i założył ręce na piersi w wyzywającym geście.

Kobieta zatrzymała się przed nim gwałtownie. Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć chłopakowi prosto w twarz. Miała ciemne, gęsto przeplecione siwymi pasmami włosy, które upięła na czubku głowy w malowniczy warkocz, i bardzo ładne, brązowe oczy, rzucające teraz groźne błyski. Towarzyszący jej mężczyzna był od niej dużo wyższy, Na jego przystojnej twarzy malował się wyraźny niepokój. Zatrzymał się obok towarzyszki i niemal natychmiast objął ją ramieniem w uspokajającym geście.

Eufemio…

Nie tym razem, Monty! Odtrąciła jego dłoń, nie spuszczając wzroku z Jamesa.

No dalej, powiedz to, mamo – warknął James. Musisz być strasznie mną rozczarowana…

O, nie! Nie waż się mnie szantażować emocjonalnie – odpowiedziała drżącym głosem, celując w niego groźnie palcem. Jesteś moim dzieckiem, i kocham się, ale… No, naprawdę! Atak na mugolską policję? Coś ty sobie myślał, James?! Nie tak…

Nie tak cię wychowaliśmy – wtrącił James, naśladując jej ton głosu.

James! Mężczyzna, który musiał być ojcem Pottera, spojrzał na niego z wyraźną naganą. Matka ma rację. To było bardzo nieodpowiedzialne.

James spojrzał na niego spode łba. Pan Potter musiał być jedną z niewielu osób, które mogły zapanować nad jego temperamentem.

Tam byli śmierciożerożercy, tato – warknął. Widzieliśmy trzech. Obleśne typy w maskach… Nie zaatakowaliśmy mugoli. Podnieśliśmy ten cholerny radiowóz, żeby się zasłonić przed zaklęciami.

Państwo Potter umilkli, wymieniając przerażone spojrzenia. Złość pani Potter natychmiast wyparowała. Sprawiała teraz wrażenie, jakby miała zamiar rzucić się synowi na szyję, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.

Och, James…

Nic wam się nie stało? zapytał rzeczowo pan Potter, marszcząc groźnie brwi. Powiedziałeś o tym czarodziejom, którzy was aresztowali?

Oczywiście! James spojrzał na niego tak, jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie. Nie aresztowali nas za znęcanie się nad mugolami, tylko dlatego, że nie zmodyfikowaliśmy im pamięci. Przeszło mi przez myśl, żeby to zrobić, ale, prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy nie usunąłbym im przy okazji połowy mózgu…

Nie wezwaliście pomocy?

Nie pomyśleliśmy o tym. James wzruszył ramionami. Działała adrenalina… Sam nie wiem. Po prostu, nie pomyśleliśmy o konsekwencjach. Z resztą, już po sprawie. Spisali moje zeznania i wyznaczyli karę grzywny. Teraz maglują Syriusza…

Wskazał głową pokój przesłuchań. Pan Potter kiwnął głową ze zrozumieniem, ale pani Potter wydawała się być co raz bardziej przerażona.

Biegacie sobie po mieście, wykrzykujecie te górnolotne poglądy… zaczęła piskliwym tonem, w którym wyraźnie pobrzmiewały płaczliwe nuty. Zniżyła głos do szeptu. James, musicie z tym w końcu skończyć! Oni was zabiją! Nie mogę… Nie możecie się tak wystawiać! Tacy lekkomyślni… Jesteście jeszcze dziećmi, powinniście siedzieć bezpiecznie w domu i zajmować się nauką. Monty, powiedz coś! Powiedz mu, że nie może… To jeszcze dzieci!

Czego nie mogę? oburzył się James. Nie mogę mieć normalnego życia? Nie mogę spotykać się z przyjaciółmi? Nie mogę mówić tego, co myślę? Jestem dorosły, mamo! Chcę żyć własnym życiem, nie zamkniesz mnie w klatce! I nie mam zamiaru udawać, że popieram tę bandę szaleńców. Że nie ma problemu… Dopóki widzę zagrożenie, będę je publicznie napiętnował. I będę walczył.

James!

Właśnie tak! Sami mnie nauczyliście, jak powinienem myśleć i czuć. Może wy nie macie odwagi…

James mruknął ostrzegawczo pan Potter, ale James zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Spoglądał wyzywająco na matkę.

Nie będę siedział w domu i udawał, że wszystko jest w porządku. Tu wszędzie, aż się gotuje, lecz nikt z tym nic nie robi. Wszyscy trzęsą portkami. Rozmawiają po kątach, krytykują działania ministerstwa, ale boją się choćby ruszyć różdżką.

Pani Potter wyglądała tak, jakby miała dostać za chwilę jakiegoś ataku.

Martwimy się o ciebie, James – powiedział pan Potter. Nie możesz oczekiwać od nas, że będziemy patrzeć na to, co robisz, zupełnie bezkrytycznie.

Wiem, tato. – James wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Obiecuję wam, że nie będę sam szukał kłopotów, ale nie możecie wymagać, żebym zmienił własne poglądy. Z resztą, wszystkie wyniosłem z domu…

Pani Potter prychnęła jak rozjuszona kotka.

Twój dziadek faszeruje cię tymi bzdurami…

Dziadek Harry mnie rozumie – przerwał jej James. On jeden mnie wspiera i próbuje pomóc. Uczy mnie zaklęć obronnych. Skrzywił się widząc poirytowaną minę matki. Idę do Franka, zawołajcie mnie, gdy Syriusz będzie wolny.

Minął rodziców bez słowa i ruszył w kierunku kwatery aurorów, rzucając Lily na odchodnym krótkie spojrzenie. Przez ułamek sekundy wydawało się jej, że coś powie, ale szybko się rozmyślił. Sprawiał wrażenie mocno zawstydzonego, że musiała wysłuchać tej wymiany zdań.

Zerknęła ukradkiem na Potterów, ale oni zupełnie nie zwracali na nią uwagi. Spoglądali za odchodzącym synem z poważnymi minami.

Musisz odpuścić, Eufemio – odezwał się cicho pan Potter.

Mam pozwolić mu się zabić? To moje dziecko.

To już nie jest dziecko, kochanie. James jest pełnoletni. Ty w tym wieku byłaś już zaręczona, a rok później wzięliśmy ślub. Przypomnij sobie, co wtedy mówiłaś o moich rodzicach.

To nie to samo, Monty. Posłuchaj tylko, o czym on mówi… Wydaje mu się, że może zmienić świat. Ma tylko siedemnaście lat…

Prawdę mówiąc, Eufemio, jestem zachwycony tym, co słyszę. Ma gorącą głowę, ale dobre serce wolne od uprzedzeń. To wyłącznie twoja zasługa. To ty go tak wychowałaś. Powinnaś być z niego dumna.

Jestem dumna – westchnęła pani Potter. Tylko nie chcę go stracić.

Stracisz go, jeśli będziesz go trzymać pod kloszem.

Pan Potter objął żonę i poklepał ją pocieszająco po plecach.

Porozmawiam z chłopcami wieczorem i spróbuję przemówić im do rozumu. Nie wspominaj na razie przy nich o dzisiejszym incydencie, dobrze? Musimy pokazać, że ich wspieramy.

Pani Potter twierdząco kiwnęła głową.





16 komentarzy:

  1. Rozdział w sumie mi się podobał, jest trochę tajemnicy związanej z tym całym przesłuchaniem, jest Syriusz i James wpadający w kłopoty. Ciekawa jestem rozwiązania wątku James-Lily-Mary, na pewno czyjeś uczucia przy tym ucierpią. Dialogi moim zdaniem też na plus, bo chociaż jest ich sporo, to nie są pisane na siłę.
    Najbardziej nie podobały mi się powtórzenia. Imię Petunii pojawia się ciągle, ale to pewnie kwestia niedopatrzenia.
    Wybacz, ale nie umiem pisać ładnych i składnych komentarzy haha.

    ~ Golden Eye z bloga https://wkrainiecienaimroku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za twoją opinię. Być może masz rację z tymi powtórzeniami, ale nie bardzo miałam pomysł na jakiś sensowy synonim, a ciągle mi się wydawało, że podmioty w zdaniach są niejasne. Z resztą, tyle razy czytałam ten tekst, że już przestałam na to zwracać uwagę ;) Będę musiała nad tym popracować.
      Wątek Mary odgrywa pewną rolę w tej historii, gdyż nie zamierzam działać wbrew pani Rowling rozdzielając losy Lily i Jamesa. W gruncie rzeczy, ten blog będzie mocno kanoniczny.
      Cieszę się, że się podobało.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
  2. "Ostatecznie, od ostatniego spotkania minęło już ponad pół roku." małe powtórzenie :P
    "powiedziała po chwili KcKinnon" wskoczyła Ci literówka
    " Była ciekawa ja jakiej" tutaj również
    (daj m znać, jeśli takie uwagi będa Ciebie denerwowac. Mi osobiście pomagają, ale wiem, że innych moga depreymować)
    Co do wcześniej wspomnianych powtórzeń da się ich w miarę łatwo uniknąć albo używając "dziewczyna" czy "chłopak" w rozsądnych ilościach, albo unikając tych zwrotów w ogóle jeśli mamy cały czas tę samą osobę, która się wypowiada.
    Bardzo mi się podobał ten rozdział. Szczególnie kłótnia Potterów. Ciesze się, że są to normalni rodzice. James reż zachowuje się w porządku. Chociaż dziwi mnie fakt rozmowy rodziców po kłótni. Nie wiem, nie zauważyli Lily? Może lepiej by było gdyby odeszli kawałek dalej, a Lily po porostu dalej byłaby w stanie ich usłyszeć?
    Ale i tak jest super. W dodatku bardzo mi się podoba Twój styl. Świetnie się go czyta. Blog ląduje u mnie w polecanych ^^
    Pozdrawiam Sonia
    P.S. Jeśli będziesz chciała do mnie wpaść to zapraszam: hpwgmnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dzięki za podpowiedzi :) Jestem jedną z tych autorek, które czytają milion razy swoje wypociny, zanim je wrzucą na stronę. Czasem to pomaga i udaje mi się wyłapać jakieś powtórzenia lub nadmierną ilość zaimków, ale takie drobiazgi zawsze się gdzieś ukryją. Chyba po prostu przeskakuję nad nimi wzrokiem.

      Prawdę mówiąc, chciałam żeby Lily usłyszała tę rozmowę i stąd takie a nie inne rozwiązanie ;) Może rzeczywiście niezbyt to logiczne. Nie pomyślałam o tym w ten sposób.

      Dziękuję ci za wizytę i komentarz :) W wolnej chwili zajrzę chętnie na twojego bloga.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
  3. Hej!

    Wpadłam tu po Twoim komentarzu u mnie i na początku (zanim przeczytam rozdział), to chciałam napisać, że chyba kojarzę Twojego bloga jeszcze z onetu i chciałabym w sumie sprawdzić, czy mam rację.
    Pamiętam, że ojciec Jamesa chyba już nie żył, a jego matka była animagiem i ich dom nazywano Sokolim Gniazdem, czy jakoś tak. Czy to jest to opowiadanie? :D

    Ok. Zabieram się za czytanie. Swoją drogą cieszę się, że jest kolejne opowiadanie z czasów Huncwotów, bo kiedyś było tego mnóstwo, potem sie wyciszyło, a teraz zauważam, że ta liczba rośnie. Co mnie niesamowicie cieszy, bo głównie takie fanficki czytam. :)

    Spodobała mi się relacja Petunii i Lily. Widocznie już się nie rozumieją i stają się powoli jeszcze bardziej obce, ale przynajmniej nie drą kotów o byle co. ;)

    I chyba pierwszy raz spotkałam się z takim problemem u Lily, że nie do końca należy do żadnego ze światów. To trochę nowość, ale w pełni zrozumiała i jestem ciekawa czy takie wewnętrzne rozdarcie będzie przez Ciebie kontynuowane.

    I myślę, że to Twoje opowiadanie miałam na myśli, bo chyba ona będzie miała teraz jakieś przesłuchanie w Ministerstwie Magii, tak?
    Ale kojarzyłam, że wtedy było tak, że Lily na przesłuchaniu była chyba z rodziną i w Ministerstwie Magii spotkała Jamesa... Ale mogło mi się pomylić. (Ja naprawdę sądzę, że czytałam Twoje opowiadanie na onecie. xD)

    O Merlinie! Jest i James, i nie powiem, mnie też serduszko mocniej zabiło na jego widok.
    Podoba mi się też to, że akcja dzieje się przed siódmym rokiem. Czyli Lily i James znajdą szybko wspólny język, żeby jeszcze przed skończeniem szkoły być ze sobą! <3 O ile będzie kanonicznie. :)

    O nie... James i Mary? Niee...

    Och... Wybacz, że się tak ekscytuję, ale jestem wielką fanką Huncowtów i uwielbiam akcję z motocyklem! :D
    Tak bardzo Ci dziękuję, że ją przytoczyłaś!
    Jej! I ja już wiem, że zostaję tu dłużej, bo z przyjemnością wrócę do Hogwartu gdzie są ci gagatkowie!

    Uch... To z tą mamą animagiem, to musiało mi się poplątać.
    Duży plus za kanonicznych rodziców. W sumie, to informacja o nich (taka oficjalna od Rowling) pojawiła się jak już powstało duużo facficków i utarło się, że to musiała być Dorea i Charlus/Charles (sama tak mam xD).
    Czułam się trochę niezręcznie czytając tą wymianę zdań, więc Lily nie miała lekko. :D

    Bardzo miło się czyta ten rozdział. Opisy są świetne i dialogi niewymuszone. Jest też miejscami zabawnie, co sobie cenię. :p

    Do zobaczenia pod rozdziałem 2!
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow. Jakie to niesamowite, że po tylu latach znajdują się ludzie, którzy mnie pamiętają. W życiu bym się nie spodziewała, to już chyba 10 lat temu było. Niesamowicie miło cię... eee… przeczytać.

      Ta, tak. W starej wersji James zmagał się ze stratą ojca, a matka była animagiem. Musiałam troszkę to zmodyfikować. Staram się, żeby opowiadanie było w miarę kanoniczne, a to oznacza zarówno przemianowanie jego rodziców, jak i wskrzeszenie pana Pottera. W związku z tym, zmieniła się również nieco cała koncepcja. Pani Rowling popsuła mi szyki publikując te wszystkie dodatkowe informacje, bo zmniejszyła mi trochę pole manewru ;)

      Poza tym, przeczytałam to swoje stare opowiadanie. A potem przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze jeden. I doszłam do wniosku, że powinno mieścić się w kategorii „satyra” xD Tak więc, chociaż mam je nadal na dysku, raczej więcej go nie opublikuję ;)

      Ja również żałuję, że mało opowiadań o huncwotach zostało. Szukałam czegoś do poczytania, ale większość jest już zakończona. Teraz jest chyba moda na alternatywne wersje rzeczywistości i czasy dzieci Harry’ego. Blogów resztą też jest coraz mniej. Szkoda, bo Wattpad jakoś mi nie leży.

      A co do treści opowiadania…

      Kłótnie wśród rodzeństwa się zdarzają, ale nie widziałam powodu, żeby całkowicie psuć relacje Lily i Petunii. Wydaje mi się, że kulminacyjny moment tego rozłamu jeszcze nie nastąpił. Muszą się jeszcze pojawić na scenie panowie ;)

      Co do wewnętrznego rozdarcia Lily… Sprawdziłam najważniejsze daty dotyczące Pierwszej Wojny Czarodziejów i naniosłam je na życiorys Lily (tak, tak, chciało mi się) i doszłam do wniosku, że chociaż Voldemort zniknął parę lat później, musiał już otwarcie działać w 1976 czy 1977 roku. Zatem wszyscy, którzy chodzili wtedy do szkoły obserwowali już, co się dzieje. Pomyślałam, że dobrze byłoby wprowadzić czytelników w klimat, zanim bohaterowie opuszczą szkołę.

      Motyw przesłuchania zaczerpnęłam oczywiście ze starej Znanej Historii, żeby całkowicie nie odbiegać od korzeni, ale zmieniłam cel i okoliczności. Wydaje mi się że ta wersja jest trochę bardziej logiczna.

      A James i Mary? Hmmm… zobaczymy jak się wszystko rozwinie.

      Akcja z motocyklem była czadowa! Dlatego, nie mogłam się oprzeć. Lubię takie ester eggi ;)

      I kto wie, może matka Pottera jest jednak animagiem? Nigdy nie wiadomo.



      Dzięki za komentarz.
      Ściskam.

      Rieen

      Usuń
  4. Dzień dobry, dzień dobry!

    Najpierw sprawy techniczne, bo przyznam, że nie do końca zrozumiałam odpowiedzi na pierwszy komentarz. ;) Życzysz sobie wypisywania błędów i baboli, które jeszcze wiszą w tekście? Że takie zostaną, jest oczywiste – każdy autor zbyt dobrze zna własną pracę i nie jest w stanie ich wyłapać, bo tylko prześlizguje się wzrokiem po niektórych fragmentach. Jeżeli będziesz chciała, żebym wszystko Ci wypisywała, daj znać, a wrócę i pod każdym moim komentarzem dotyczącym przemyśleń dodam jeszcze ten związany z błędami. Jeśli nie jest Ci to potrzebne, też zrozumiem. :) Zresztą baboli nie ma zbyt wiele. ^^

    Tak jeszcze tylko wspomnę o jednej kwestii związanej z synonimami, o której przeczytałam w komentarzach. Piszesz z perspektywy postaci (POV), konkretnie Lily, więc im mniej sztucznych synonimów, tym lepiej. Trudno oczekiwać, żeby dla Lily naturalne było określanie Petunii mianem dziewczyny, kobiety czy jeszcze inaczej. Stawiałabym raczej na powtórzenia niż na sztucznie wyglądające synonimy. Najbardziej zazgrzytało mi to w miejscu, gdzie nazwałaś Marlenę McKinnon opiekunką. I zgadzam się z Tobą, że czasami należy powtórzyć imię, żeby uniknąć bałaganu w podmiotach.

    A teraz czas na komentarz właściwy!

    Swego czasu czytałam opowiadania z uniwersum HP, ale przez mnogość słabej jakości tworów – poddałam się. Może zrobiłam to za szybko? Albo inaczej: szkoda, że nie szukałam dokładniej, bo nie wierzę, że dopiero teraz tworzą się dobre.

    Bardzo podoba mi się przemyślana kreacja bohaterów. Nie sposób nie zauważyć, że starasz się, aby postaci nie odbiegały za bardzo od kanonu, a ich charaktery były widoczne już od pierwszych spotkań z nimi. To zdecydowanie na plus!

    Nie będę ukrywała, że postaci kobiece zawsze najbardziej ode mnie obrywają. [Dlaczego? Nie mam pojęcia – taki mój urok. :P] W tym wypadku dość ostrożnie napiszę, że Lily na razie mnie nie irytuje, ale co będzie dalej? Trzymam kciuki, żeby było tak przez cały ficzek. ^^

    W przeciwieństwie do biednych kobiet, do bohaterów przywiązuję się zaskakująco łatwo. Trudno byłoby nie wspomnieć o tym, że Jamesa polubiłam już od pierwszego dialogu. Jest po jamesowemu lekkoduchem, trochę aroganc… ekhem… przebojowy, z silnym kompasem moralnym, któremu (raczej) nie ma zamiaru się sprzeniewierzyć.

    Brakuje mi Syriusza! Wiem, że to pierwszy rozdział i najpewniej później go poznam, ale to jego z Huncwotów lubiłam najbardziej. Na szczęście, mając wgląd na drobną próbkę Twojego pisania, nie boję się, że go zepsujesz. Teraz tylko czekać, kiedy się pojawi. :)

    Ciekawe, jak postanowisz rozwiązać ten trójkąt miłosny…? Cóż, może dowiem się w następnych rozdziałach? Lecę czytać. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh :D No, cześć!
      Ależ ja lubię takie długie komentarze! Już się cieszę. Dziękuję ci za niego bardzo.

      Jeśli masz na tyle cierpliwości i chęci, żeby wypisywać błędy, to zawsze chętnie czytam takie komentarze. Staram się wtedy poprawiać tekst na bieżąco. Ale z własnego doświadczenia wiem, że czasem takie poszukiwania psują radość czytania, dlatego nie wymagam ich od czytelników ;)

      Sprawa z synonimami wygląda tak, że... nigdy nie znosiłam w innych tekstach fanfiction wyrażeń typu: „rudowłosa powiedziała”, „zielonooki podniósł”, itp. To trochę tak, jakby kolor włosów lub oczu miał jakoś definiować daną postać. A mało to blondynów na świecie? Tak mnie to zawsze drażniło, że wystrzegam się tego jak ognia, gdy tylko mogę.

      Pamiętam, że parę lat temu opowiadań o HP było tyle, że ciężko było znaleźć coś fajnego wśród blogowego bałaganu. Teraz blogi z opowiadaniami jakoś podupadły. A może tylko zmieniła się moda i tematyka opowiadań? W każdym razie, te które niedawno wyszukałam w sieci bardzo dobrze rokują.

      Bardzo mi ciężko samej ocenić, jak mi wyszła kreacja Lily, ale mam nadzieję, że cię nie wkurzy ;D Marna by była przyjemność z czytania, gdyby główna bohaterka była nie do wytrzymania. A muszę przyznać, że to spore wyzwanie stworzyć z niej kogoś rzeczywistego, kto by miał wady i zalety.

      Zbyt długo na Syriusza nie będziesz musiała czekać. To zawsze była moja ulubiona postać w książce. Oby udało mi się go nie zepsuć. A w tajemnicy zdradzę (ehm, ehm… nikt nie czyta, prawda?), że planuję stworzenie, w ramach przerywnika od Znanej Historii Panny Evans, osobne części z Jamesem i Syriuszem w rolach głównych.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
    2. Wiesz, po przeanalizowaniu doszłam do wniosku, że takie komentarze są trochę bez sensu. Wyglądałoby to tak, jakbym czerpała radość z doszukiwania się błędów. Tekst jest czytable, więc nie ma takiej potrzeby. :) Ale skoro powiedziało się a, trzeba powiedzieć b, więc tylko w tym rozdziale wypiszę za chwilę na szybciutko błędy. Nie wszystkie zapewne wyłapię, ale te, które rzucą mi się w oczy - czemu nie?

      To może poszukam ciekawych opowiadań na blogach, bo na Wattpadzie... Ekhem. Było różnie, mówiąc delikatnie.

      Jeszcze kompletnie się nie znamy, ale chyba mogę zdradzić, że dla mnie czytanie fików z główną bohaterką, której nie znoszę, jest chlebem powszednim. ;) Zazwyczaj tak się kończy, ale nie odbiera mi to tak całkiem radości z czytania, więc się poniekąd przyzwyczaiłam. Lily przynajmniej nie jest od wstępu irytująca. ^^

      Och... trochę głupio w takim razie przyznać pierwszego dnia komentowania nowego opowiadania, że bardziej czekam na te inne części, ale... taka jest prawda. xD

      Usuń
    3. Ja nie korzystam z Wattpada, irytuje mnie. Zdecydowanie wolę blogi. Mam wrażenie, że jakoś się autorzy bardziej starają ;)

      Wszystkie części pojawią się na tym samym blogu, więc zapraszam.

      Usuń
    4. Tak, mnie też Wattpad trochę wnerwia, zwłaszcza ten brak justowania i wcięć akapitowych.

      Czuję się zaproszona, bo naprawdę fajnie mi się czyta fragmenty z Huncwotami, więc to będzie dla mnie tym większa frajda. ^^

      Udało mi się rzucić okiem na rozdział!

      Lily wiedziała, że siostra nie cieszy się z jej odwiedzin. Pomieszane czasy. Powinno być cieszyła.

      W dodatku, spędzały ze sobą za mało czasu. Zasady są niejednolite, ale przeważa opinia, że nie powinno się stawiać przecinka po w dodatku.

      Tutaj wszystko wydaje się być takie głośne… Zdecydowanie zaleca się rezygnować z być w konstrukcjach zdania z wydaje się. Czasami jest to konieczne, żeby nie stracić logiki w zdaniu, ale jeżeli da się to ominąć (w tym wypadku tak jest), zalecane jest wyrzucenie tego nieszczęsnego być. ;)

      Poza tym, zamierzam zapisać się na kurs pisania na maszynie i poszukać stałej pracy. Brak przecinka po poza tym na początku zdania. Jeżeli gdzieś wybitnie pasuje Ci, żeby go stawić, proponuję dać dwukropek. Ja takie coś stosuję, bo - cholera - czasami zdanie wygląda pusto bez jakiegoś znaku interpunkcyjnego w tym miejscu. XD

      Nie lubiła dużych miast i chętnie odradziłaby siostrze przeprowadzę (...) Literówka. Powinno być przeprowadzkę.

      (...) nad którą przesiadywała kiedyś godzinami w towarzystwie Seveusa. Literówka. Powinno być Severusa.

      Ruch, który nie przewidywał w tym świecie miejsca dla kogoś takiego, jak ona. W tym konkretnym przypadku przecinek przed jak jest zbędny.

      Nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia pięć lat i niewątpliwie była bardzo ładna. W tym wypadku przecinek przed niż jest zbędny.

      Mimo, że trzymała w ręce różdżkę (...). Nie stawia się przecinka w środku połączenia wyrazowego mimo że

      Lily cofnęła rękę, a uśmiech spełzł jej twarzy. Zjadłaś z między jej i twarzy.

      No, no… Wojowniczka z ciebie (...) Nie potrafię rozgryźć czy to celowe, ale po wielokropku, jeżeli to kontynuacja poprzedniej myśli, zapisujemy resztę zdania z małej litery. Ciężko mi ocenić, jaki miałaś zamysł. ;)

      — Zgadza się – powiedziała Marlena, wzruszając ramionami na widok zdumionej miny Lily. Imiesłów przysłówkowy współczesny określa czynności, która dzieją się w dokładnie tym samym momencie. Marlena musiała najpierw coś powiedzieć, żeby zareagować wzruszeniem ramion na widok miny Lily. Te czynności nie mogły zdarzyć się w tym samym czasie.

      O wiele łatwiej zweryfikować tożsamość przyjaciół, niż obcych czarodziejów (…). Zbędny przecinek przed niż.

      Marlena kiwnęła potakująco głową. Kiwanie głową zawsze oznacza potakiwanie. Kiwnięcie potakująco jest pleonazmem, masłem maślanym.

      Usuń
    5. — Wiesz po co tu jesteś? – zapytała czarownica. To jest jeden z tych synonimów, które są, moim zdaniem, trochę nienaturalne.

      — Niezupełnie. Poproszono mnie o stawienie się na przesłuchaniu w Biurze Aurorów w związku z jakimiś incydentami, które miały miejsce w zeszłym roku w Hogwarcie, ale, prawdę mówiąc, nie bardzo wiem o jakie incydenty chodzi. Przecinek przed o jakie.

      W gruncie rzeczy, uważała, że to bardzo miłe (…) Zbędny przecinek przed uważała.

      — Trzymaj się mnie i staraj się nie zwracać na siebie dużej uwagi – poinstruowała ją opiekunka, gdy budka telefoniczna drgnęła i zaczęła opadać w głąb ziemi. Tutaj drugi raz miałam wrażenie nienaturalnego synonimu i… gdzie kropeczka na końcu? :(

      Uniosła swoją różdżkę (…) To dopowiedzenie jest niepotrzebne, bo gdyby to była różdżka należąca do kogoś innego, wówczas dopowiedziałabyś, o czyją różdżkę chodzi. Jeżeli to różdżka Marleny, własność może być domyślna, bo to o Marlenie w akapicie mowa.

      Wysiadły na poziomie drugim. Marlena zdawała się dobrze wiedzieć, dokąd zmierza (…) Pomieszane czasy. Powinno być dokąd zmierzała.

      I… pamiętaj co mówiłam. Przecinek przed co.

      Poczuła, jak jej serce gwałtownie przyśpiesza, i natychmiast się za to skarciła. Pomieszane czasy. Powinno być przyśpieszyło.

      Co raz trudniej było jednak (…) Coraz pisane jest razem.

      W dodatku, James naprawdę mógł się podobać. Zasady są niejednolite, ale przeważa opinia, że nie powinno się stawiać przecinka po w dodatku.

      Zwłaszcza, że James był chłopakiem jej przyjaciółki. W wyrażeniach zwłaszcza że nie umieszcza się przecinka przed spójnikiem.

      James wydawał się być zupełnie rozluźniony i jego nastrój zaczął powoli udzielać się Lily. Tak samo jak poprzednio – to być można spokojnie usunąć. ^^

      (…) zaczęła się rozglądać po pomieszczaniu. Zastosowałabym inwersję, czyli rozglądać się + literówka. Powinno być pomieszczeniu.

      Kiwnęła twierdząco głową. Kiwanie głową oznacza potwierdzenie, więc to pleonazm.

      Z resztą, sama wiesz. Zbędny przecinek , a zresztą pisane jest razem.

      – Jakie przedmioty cię interesują, czy należysz do jakiś organizacji studenckiej… I takie tam rzeczy. O czymś takim wspominałam wcześniej – to jest kontynuacja myśli, więc po wielokropku powinno być z małej litery.

      — Skoro przepytywali cię wczoraj, to co tu robisz? – Przerwała mu (…) Przerwała pisane z małej litery.

      Usuń
    6. Łapa… To znaczy, Syriusz i ja... Mieliśmy małą przygodę z mugolską policją. Co do pierwszego: nie mam pewności. Po drugim wielokropku na pewno z małej litery.

      Towarzyszący jej mężczyzna był od niej dużo wyższy, Na jego przystojnej (…) Kropka zamiast przecinka. ;)

      Jesteś moim dzieckiem, i kocham się (…) Uważam, że w tym miejscu nie powinno być przecinka. Oczywiście to mit, że nigdy nie daje się przecinka przed i, ale tutaj wydaje mi się zbędny. Ponadto: chyba chodziło Ci o kocham cię, nie? ;)

      Po prostu, nie pomyśleliśmy o konsekwencjach. Zbędny przecinek.

      Z resztą, już po sprawie. Zbędny przecinek, a zresztą pisane jest razem.

      Wskazał głową pokój przesłuchań. Pan Potter kiwnął głową ze zrozumieniem, ale pani Potter wydawała się być co raz bardziej przerażona. W krótkim odstępie powtórzenie głową, coraz pisane jest razem, a to być można wywalić. ;)

      Dopóki widzę zagrożenie, będę je publicznie napiętnował. To napiętnował kojarzy mi się z czynnością już dokonaną, a zakładam, że James ma zamiar nadal to robić, więc bardziej pasowałoby piętnował.

      — James – mruknął ostrzegawczo pan Potter, ale James zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Spoglądał wyzywająco na matkę. To, co dotyczy Jamesa powinno pójść do nowego akapitu.

      Rozmawiają po kątach, krytykują działania ministerstwa, ale boją się choćby ruszyć różdżką. Dotychczas ministerstwo pisałaś z wielkiej litery.

      Z resztą, wszystkie wyniosłem z domu… Zbędny przecinek, a zresztą pisane jest razem.

      Skrzywił się widząc poirytowaną minę matki. Przecinek przed widząc.

      Pani Potter twierdząco kiwnęła głową. Kiwanie głową oznacza potwierdzenie, więc to pleonazm.

      I tak jeszcze dodam, że przed każdą wypowiedzią w dialogu dajesz pauzę (—), a wszędzie indziej półpauzę (–). To wszystko, co udało mi się znaleźć. Mam nadzieję, że pomogłam. ^^

      Usuń
    7. O rany, sporo tego ;D Będę potrzebowała chwili na analizę i przyswojenie.

      Dziękuję bardzo.

      Usuń
  5. No, wreszcie znalazłam sekundę, żeby troszeczkę się tutaj zakręcić. Od razu na wstępie muszę przyznać, że szablon jest przepiękny i bardzo podoba mi się estetyka tego bloga; od razu, jak go zobaczyłam, czułam, że czeka mnie tutaj coś dobrego i po przeczytaniu pierwszego rozdziału mogę śmiało przyznać, że się nie zawiodłam. :D

    Już kiedyś zaczytywałam się w różne ff z uniwersum HP, ale szczerze powiedziawszy, spodobały mi się tylko dwa i tylko te dwa pamiętam. Wszystkie pozostałe wydawały mi się nudne, nieprawdopodobne lub na jedno kopyto. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, w jaki sposób piszesz i na pewno zostanę tutaj na dłuższy czas. :3

    Jeżeli chodzi o pierwszy rozdział - podoba mi się ten lekki styl pisania, dzięki któremu bardzo szybko i przyjemnie się czyta. Błędy są znikome, fabuła posuwa się w fajnym tempie, a i opisy scen sprawiają, że można sobie wszystko od razu wyobrazić. Bardzo spodobał mi się również sposób ukazania charakterów Jamesa i Lily; są kanoniczni, ale eksponujesz ich pewne cechy, dzięki czemu wszystko jest bardziej urozmaicone. Nie mogę się doczekać, żeby poczytać więcej o wybrykach Łapy i Rogacza. :D Kupiłaś mnie bezapelacyjnie tym opowiadaniem. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów. Mam tylko nadzieję, że sprostam oczekiwaniom przy okazji publikowania kolejnych części.

      Pamiętam, że dawniej czytałam wiele blogów o podobnej tematyce. Teraz jest ich znacznie mniej, a te które czytuję dotyczą innych postaci. Mam jednak sentyment do tego fandomu i chętnie do niego wracam.

      Staram się trzymać w miarę wiernie kanonu. Zrobiłam mały research przed pierwszym rozdziałem. Cieszę się, że widać efekty ;)

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń