czwartek, 29 października 2020

Znana Historia Panny Evans (004)



 

Pierwsze tygodnie semestru mijały nadzwyczaj szybko. Zanim zdążyła się obejrzeć, nadszedł październik, a wraz z nim ogrom prac domowych i dodatkowych zajęć dla siódmoklasistów. Na każdym kroku przypominano im, że w tym roku będą zdawać owutemy – egzaminy końcowe, które miały zaważyć na ich przyszłości. Co do tego, że nie są do nich przygotowani, żaden z nauczycieli nie miał najmniejszych wątpliwości. Stosy wypracowań, notatek, schematów, szkiców i testów powtórkowych zalegały na profesorskich biurkach, czekając na sprawdzenie i wystawienie stopni. Przygotowania do SUM’ów, które zaliczyli na piątym roku, wydawały się jej teraz dziecinną zabawą.

Po raz pierwszy w życiu nie nadążała z odrabianiem lekcji. Każdy dzień wyglądał bardzo podobnie. Zwykle budziła się wcześnie rano, jadła w pośpiechu śniadanie, po czym udawała się na zajęcia. W przerwach między lekcjami patrolowała korytarze i nadzorowała dyżury pozostałych prefektów. Szybko nauczyła się przygotowywać dodatkowe kanapki na wypadek, gdyby nie zdążyła zejść do Wielkiej Sali na obiad. Zaraz po przerwie obiadowej wracała na lekcje, wieczory natomiast spędzała w bibliotece, starając się wykonać przynajmniej połowę tego, co skrupulatnie zaplanowała sobie poprzedniego dnia przed zaśnięciem.

Nie tylko ona odczuwała wyraźny brak czasu wolnego. Prefekci, którzy spotykali się kilka razy w tygodniu na odprawie z aurorami patrolującymi wejścia do szkoły, oraz zawodnicy szkolnych drużyn quidditcha dwoili się i troili, by pomieścić w swoich grafikach treningi i dyżury. Często towarzyszyli jej wieczorami w studiowaniu „Zaklęć niezbędnych” i, od czasu do czasu, widywała ich w przerwach między zajęciami przysypiających w Pokoju Wspólnym lub na szkolnych błoniach.

Mary spoglądała na nią z niepokojem, gdy wbiegała pędem do dormitorium, by przepakować torbę i biec szybko na kolejne spotkanie. Nie miały zbyt dużo czasu dla siebie, ale obie bardzo się starały, żeby nie zaniedbać wzajemnej relacji. Chociaż po wizycie na Pokątnej nie pisały do siebie listów, pierwszego dnia szkoły Mary powitała przyjaciółkę równie serdecznie, jak zawsze.

Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz, Lily – powiedziała, ściskając jej rękę.  Musiałam być okropna… No wiesz… Wtedy na Pokątnej. Tak naprawdę byłam wściekła na Jamesa, że o niczym mi nie mówi i oberwało ci się rykoszetem. Nadal jesteśmy przyjaciółkami, prawda?

Lily uśmiechnęła się.

Oczywiście.

Kamień spadł mi z serca. Bardzo cię przepraszam. Za to, że nie odpisałam na twój ostatni list także. Chciałam się zdystansować. Bałam się, że po tym jak zobaczyłaś moją kłótnię z Jamesem…

Urwała i spuściła wzrok.

Wszystko między wami w porządku?

Nie. Nie bardzo. James powiedział, że chce ode mnie odpocząć i wszystko przemyśleć. Chyba… Chyba nie jesteśmy już razem.

Ta kłótnia była aż tak poważna?  zdziwiła się Lily.  Zdarzało się wam kłócić już wcześniej i zawsze jakoś się później dogadywaliście. Tym razem też tak będzie, zobaczysz.

Nie jestem pewna. Naprawdę się na mnie wkurzył. Bo widzisz, pokłóciliśmy się o… o ciebie.

Lily spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem.

O mnie?

Nie patrz tak na mnie. Wiesz dobrze, że kiedyś mu się podobałaś. Wściekłam się kiedy mi wspomniał, że widzieliście się w Dziurawym Kotle i mogłaś poznać jego rodziców.  Mary uśmiechnęła się smutno.  No wiesz… Marzyłam o tym, że to mnie pierwszą będzie chciał przedstawić swojej matce.

Mary… To był przypadek. Wpadliśmy na siebie w drzwiach pubu. Nie mam nic wspólnego z Potterem i jego rodzicami. Wiesz o tym, prawda? On nie chciał ci zrobić ci przykrości. Ja też nie.

Oczywiście, że wiem, ale wtedy zupełnie nie myślałam trzeźwo. Byłam podminowana i zazdrosna. Wydawało mi się, że to ty jesteś słabym punktem w naszym związku.  Mary roześmiała się nerwowo.  W złości wytknęłam Jamesowi tamtą sytuację i parę innych, dawno już wyjaśnionych spraw. Próbowałam zrzucić na kogoś odpowiedzialność za własną porażkę. Byłam głupia.

W oczach Mary pojawiły się łzy.

Nie byłaś i nie jesteś głupia – zaprzeczyła Lily, przyciągając przyjaciółkę do siebie, by objąć ją ramieniem.  I nie poniosłaś żadnej porażki. W każdej relacji czasem mogą pojawić się jakieś problemy. Rozwiążecie je z czasem. A ty… Nie musisz być o mnie zazdrosna. Nigdy nie dogadywałam się z Potterem. Możemy się co najwyżej tolerować. Poza tym, nie zrobiłabym ci takiego świństwa. Nie zamierzam umawiać się z twoim facetem, Mary. Powinnaś o tym wiedzieć.

Jesteś wspaniała. Cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką.

Od tamtej pory nie rozmawiały o związku Mary. Dla obu dziewczyn było oczywiste, że Lily nie uda się unikać towarzystwa Pottera, zwłaszcza teraz, gdy oboje sprawowali funkcje prefektów naczelnych. Chodzili też razem na większość zajęć. Na szczęście Mary zdawała się pogodzona z obecną sytuacją, a nawet całkowicie odzyskała dobry humor i swobodę. Wyraźnie postanowiła odzyskać Jamesa i pokazać mu że nie jest zazdrosną i wymagającą dziewczyną.

Sprawdziłem wasze wypracowania na temat uroków złośliwych – przywitał ich profesor Flitwick na piątkowej lekcji Zaklęć. Machnął różdżką i stos pergaminów zaczął krążyć po klasie, rozrzucając prace na stoliki.

Lily zerknęła na swoje wypracowanie. Nad pierwszym akapitem widniało duże czerwone „P”.

Co dostałaś? – zapytała Caroline, pulchna Puchonka, która zwykle jej asystowała podczas lekcji praktycznych.

Powyżej Oczekiwań – odpowiedziała cicho.

Nie mam pojęcia, jak ty to robisz – jęknęła Caroline. – Siedziałam nad tym cały weekend, a dostałam tylko Nędzny…

Lily uśmiechnęła się przepraszająco.

Nie mam pojęcia – przyznała. – Ja po prostu lubię te zajęcia.

Profesor Flitwick przechadzał się między ławkami, komentując stopnie.

Black, mogłoby być lepiej. Avery, dostatecznie, ale stać cię na więcej. Lupin… Bardzo dobrze.

Przemknął obok jej ławki i zatrzymał się przed stolikiem Snape’a. Pokiwał głową z uznaniem, zerkając na stopień na pergaminie.

Lepiej, Snape, o wiele lepiej – pochwalił go. – Widzę, że wziąłeś sobie do serca moją reprymendę. – Zerknął znacząco w stronę stolika, przy którym siedzieli James i Syriusz. – Niestety nie mogę tego powiedzieć o tobie, Potter – mruknął z niezadowoleniem. – Tylko na tyle cię stać?

James przyjrzał się beznamiętnie swojej pracy, po czym wsunął ją między kartki podręcznika.

Ciekawe co się z nim dzieje – szepnęła Caroline, zezując w jego kierunku. – Nie masz wrażenia, że James Potter ostatnio sobie nie radzi? Zwykle był ode mnie lepszy…

Lily wzruszyła ramionami, dając koleżance do zrozumienia, że niewiele ją to obchodzi, i wlepiła wzrok z powrotem w wypracowanie. Od początku roku poświęcała Potterowi jedynie tyle czasu, ile było konieczne do sprawnego wypełniania obowiązków prefekta. Przez cały miesiąc sumiennie unikała jego spojrzenia i wszelkich pretekstów do rozmowy. Ku swojemu zaskoczeniu, szybko odkryła, że nie jest to wcale trudne, bo Potter prawie do nikogo się nie odzywał. Nie przesiadywał już w Pokoju Wspólnym. Zwykle można było spotkać go na boisku do quidditcha, podczas patrolów lub spacerującego po szkolnych błoniach w towarzystwie Syriusza i aurorów z ministerstwa.

Lily zauważyła to wszystko i odnotowała w pamięci. Nigdy by się nie do tego nie przyznała przed Mary, ale ostatnio jej myśli notorycznie krążyły wokół Pottera. Chociaż wielokrotnie tłumaczyła sobie w duchu, że przecież nic ją nie obchodzi jego osoba, wrodzona ciekawość i wrażliwość nie pozwalały jej być obojętną. Wiedziała, że, pomimo pozornej swobody i nonszalancji, James bardzo się przejmuje nową funkcją i próbuje udowodnić sobie i nauczycielom, że jest godny zaufania, którym obdarzył go Dumbledore. Okazał się doskonałym liderem, który z łatwością rozdziela zadania i współpracuje z innymi. Był powszechnie lubiany wśród pozostałych prefektów. Nawet Ślizgoni zdawali się odczuwać do niego coś w rodzaju szacunku.

Lily wiedziała jednak, że pod spokojem i łobuzerskim uśmiechem chłopak skrywa w sobie huragan emocji. Ciągle w biegu, ciągle zajęty, ciągle poddenerwowany… Mimowolnie zaczynała się o niego martwić. Wyraźnie opuścił się w nauce i miał spore problemy z koncentracją na zajęciach, przez co udało mu się nawet wysadzić w powietrze swój kociołek z eliksirem uspokajającym. Wiele prostych zaklęć po prostu mu nie wychodziło, mimo że opanował je już dawno temu. Im częściej mu nie wychodziły, tym bardziej się spinał i denerwował. Im bardziej się spinał, tym mniej mu wychodziły. Im mniej mu wychodziły, tym dalej rzucał swoją różdżką…

Przyjaciele przyglądali mu się z rosnącym niepokojem. Nikt nie mógł nie zauważyć, że działo się coś złego. James coraz częściej przesiadywał wieczorami samotnie, najczęściej z książką w ręce, starając się nadgonić materiał – co i tak przeważnie odnosiło przeciwny skutek. Ciężko było sobie wyobrazić, że ten chłopak zaledwie trzy miesiące temu ukończył szósty rok z jednym z najlepszych wyników.

Napisze pan wypracowanie na temat zaklęć przywołujących, w ramach powtórki materiału – powiedział profesor Flitwick, siadając z powrotem za katedrą. – Na jutro – dodał stanowczo, marszcząc brwi.

Lily nie potrafiła się skupić na zaklęciach powielających, które mieli ćwiczyć, i z ulgą przywitała dzwonek, ogłaszający zakończenie zajęć.

Wrzuciła książki do torby, pożegnała się z Coroline i ruszyła do wyjścia. Potter i Black, jak zwykle, pierwsi wybiegli z klasy, znikając jej szybko z oczu, ale przy drzwiach dostrzegła inną znaną sylwetkę.

Severus Snape, czarnowłosy chłopak z haczykowatym nosem i zimnymi, ciemnymi oczami, stał oparty o framugę i wyraźnie na nią czekał. Mruknęła z niezadowoleniem i przyśpieszyła kroku. Zaczynało ją to irytować. Od początku roku próbował odnowić ich znajomość i szukał pretekstu do rozmowy, chociaż wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru zadawać się z czarnoksiężnikiem, na którego niewątpliwie się kreował.

Minęła go w drzwiach, demonstracyjnie nie zaszczycając nawet spojrzeniem, ale za dobrze ją znał, by dać się na to nabrać. Ruszył za nią bez słowa.

Musimy pogadać – rzucił niedbale, łypiąc na Lily spode łba.

Nie odczuwam takiej potrzeby – odpowiedziała chłodno.

Skrzywił się nieznacznie i zgrzytnął zębami ze złości.

I znowu to robisz… – warknął.

Co ja ci takiego robię, Sev? – prychnęła poirytowana, zatrzymując się gwałtownie i patrząc na niego z wyrzutem. – Myślałam, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Miałeś mi dać spokój, pamiętasz?

Ale ja wcale nie chcę ci dać spokoju – odpowiedział wojowniczo.

Lily ściągnęła brwi i wbiła w niego mordercze spojrzenie.

A więc znów liczy się tylko to, czego ty chcesz? – warknęła po chwili. – Mam już dosyć, Severusie. Zbyt długo przekonywałam samą siebie, że da się to jakoś poukładać. Ale ja już nie wierzę… – Ściszyła głos niemal do szeptu. – Nie wierzę, że jesteś dobrym człowiekiem.

Zamilkli na chwilę, mierząc się gniewnymi spojrzeniami. Ciszę przerwał Snape. Wziął głęboki oddech i powiedział cichym, ale pewnym głosem:

Jestem, Lily. Jestem dobrym człowiekiem. Nie rozumiem, dlaczego tego nie widzisz…

Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, więc szybko zamrugała.

Ponieważ tego nie okazujesz – szepnęła, starając się uspokoić. – Dajmy już spokój z tym ciągłym oszukiwaniem się. Za bardzo się różnimy, Sev.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem, nie bardzo wiedząc dokąd zmierza. W zamyśleniu mijała uczniów i nawet nie spostrzegła, kiedy znalazła się przy swoim ulubionym stoliku w bibliotece. Potwornie trudne wypracowanie na temat przemian ludzkich dla McGonagall zmusiło ją do oderwania się od ponurych myśli i zagłębienia się w lekturze „Transmutacji dla zaawansowanych”. Nigdy nie rozumiała, co może być fascynującego w transmutowaniu przedmiotów i ludzi. Oczywiście wiedziała, że jest to bardzo praktyczna dziedzina magii, ale nigdy jej to nie pociągało.

Z trudem zapisała półtorej rolki pergaminu i zabrała się za eliksiry. Przeczytała kilkakrotnie swój esej na temat roztworów, poprawiając błędy, i spojrzała na zegarek. Serce jej zamarło. Dziewiąta! Już dawno powinna być w wieży Gryffindoru. Jak to możliwe? Nie pierwszy raz odniosła wrażenie, że zegary w Hogwarcie działają tylko w sobie znanym tempie, które zależało od nastroju uczniów – zawsze odwrotnie, niż powinny.

Chwyciła swoje wypracowania i wybiegła z biblioteki. Drogę do Pokoju Wspólnego pokonała w rekordowo szybkim tempie. Jako prefekt, miała prawo patrolować korytarze wieczorami, ale spotkania z woźnym Filchem nigdy nie należały do najprzyjemniejszych i wolała ich unikać. Szczęśliwa, że na nikogo po drodze nie wpadła, przeskoczyła dziurę pod portretem Grubej Damy i wspięła się po stopniach do dormitorium dziewczyn, ignorując zapraszające gesty koleżanek, które siedziały na fotelach przy kominku w Pokoju Wspólnym. Zdyszana, opadła ze zmęczenia na swoje łóżko. Kolejny dzień poświęcony na naukę. Jęknęła cicho…

Leżała bez ruchu, pozwalając myślom unosić się wysoko i krążyć leniwie pod sufitem. W oddali słyszała stłumione rozmowy Gryfonów, światła ginęły w mroku, gdzieś blisko brzęczała mucha…

Ocknęła się tak nagle, jakby ktoś wrzasnął jej do ucha. Usiadła i rozejrzała się w około. Stary budzik, stojący na szafce nocnej, wskazywał drugą. Wszystkie współlokatorki spały smacznie w swoich łóżkach, pochrapując cicho. Przez szparę w drzwiach wpływały do środka smugi migoczącego światła. Ktoś w Wieży Gryffindoru jeszcze nie spał.

Wstała i ostrożnie zeszła po stopniach do Pokoju Wspólnego. W kominku trzaskał wesoło ogień. Jasne płomienie oświetlały chudą postać siedzącą na podłodze przed paleniskiem – czarnowłosego chłopaka, otoczonego stosami książek i kartek. James siedział oparty o jeden z szkarłatnych foteli i wpatrywał się niewidzącymi oczyma w trzaskające płomyki.

Lily podeszła bliżej, starając się nie robić hałasu. Jej wzrok od razu padł na kartki spoczywające na stosie podręczników u jego stóp. Schyliła się i podniosła wypracowania Pottera. Jeden, dwa, trzy… Z niedowierzaniem patrzyła na cztery zwoje pergaminu, zapisane wąskim pismem – wypracowanie na transmutację. O wiele gorzej było z Zaklęciami – tylko dwa niebezpiecznie krótkie akapity. Profesor Flitwick z pewnością nie uznałby ich z esej.

Uklęknęła obok Pottera, przyglądając się jego kamiennej twarzy z niepokojem. Drgnął i powoli odwrócił głowę. Był bardzo blady, ale uśmiechnął się lekko.

Co tu robisz, Evans? – zapytał zaczepnie.  Grzeczne dziewczynki o tej porze zwykle śpią.

Grzeczni chłopcy również…

James parsknął śmiechem.

Nigdy nie byłem przesadnie grzeczny.

Ja też nie jestem takim aniołkiem, za jakiego mnie masz.

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, po czym James podniósł ręce w geście kapitulacji.

Może i nie – przyznał.

Lily usiadła naprzeciw niego i zabrała się za czytanie jego pracy z Zaklęć.

Co robisz?  zapytał zaskoczony, próbując wyrwać jej kartkę z ręki.

Lily odsunęła szybko dłoń.

Pomagam ci – odpowiedziała stanowczo, patrząc na niego wyzywająco.  No, chyba że chcesz siedzieć tu do rana albo dostać kolejnego Trolla, to proszę bardzo…

Wysunęła wypracowanie w jego kierunku, ale James go nie zabrał. Przyglądał się jej przez chwilę podejrzliwie, a potem przewrócił oczami, co najwidoczniej miało oznaczać przyzwolenie.

Tak myślałam!  powiedziała Lily z satysfakcją i zabrała się do poprawiania pracy.

Nie odpowiedział, ale kątem oka spostrzegła, że się uśmiecha.

Wypracowania z Zaklęć nigdy nie sprawiały jej trudności. Szybko poprawiła błędy, a potem oddała mu pergamin, żeby mógł dopisać jeszcze parę akapitów. Podsunęła mu parę uwag i pomysłów. Kiedy skończył, ponownie przeczytała esej. Efekt wydał jej się zadowalający.

Całkiem nieźle – pochwaliła go.

Dziękuję, pani profesor – powiedział kpiąco, chowając książki do torby.  A teraz chyba najwyższa pora się położyć, bo żadne wypracowanie mi nie pomoże, jeśli znowu wysadzę w powietrze kociołek podczas eliksirów. Slughorn zapowiedział, że mnie wywali, jeśli jeszcze raz będzie musiał sprzątać ślimaki z sufitu.

Lily uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ostatniej lekcji i szaty Avery’ego umazanej szlamem ślimaków.

Chyba masz rację. Jesteś mistrzem wyprowadzania go z równowagi.

Podnieśli się z ziemi i ruszyli w kierunku schodów.

Dzięki, Evans. Kiedyś się odwdzięczę – mruknął James, kiedy zatrzymali się przed schodami do dormitorium dziewczyn.  Mogę na przykład zamknąć Regulusa w komórce na miotły, jeśli jeszcze raz ci podskoczy na zebraniu. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu… Syriusz będzie wniebowzięty.

Mrugnął do niej łobuzersko i wbiegł po schodach prowadzących do sypialni dla chłopców. Lily patrzyła za nim przez chwilę. Wiedziała, że takie sytuacje, jak dzisiejsza zdarzały się bardzo często i James nie da rady funkcjonować w ten sposób przez cały semestr. Wróciła do swojego łóżka z silnym postanowieniem, że jutro postara się jakoś to rozwiązać. W końcu była prefektem i do jej obowiązków należało reagowanie, jeśli komuś działa się krzywda...

Następnego dnia, jeszcze przed lekcjami, udała się do gabinetu profesor McGonagall. Pokój wydawał się jej bardzo przytulny – z dużym kominkiem, w którym zawsze trzaska wesoło ogień, rzucając ciepłe blaski na półokrągłe ściany. Z okien roztaczał się piękny widok na jezioro. Przed dużym, nieskazitelnie czystym biurkiem stał głęboki fotel, zwrócony tyłem do paleniska. Lily rozejrzała się niepewnie. Zaczynała żałować, że zdecydowała się tu przyjść. Miała niejasne przeczucie, że za chwilę, na własne życzenie, otrzyma miesięczny szlaban za samą próbę przeszkodzenia profesor McGonagall w porannych obowiązkach. Przysiadła na brzegu krzesła, które ustawiono po drugiej stronie biurka.

Skrzypnęły zawiasy i drzwi otwarły się z cichym jękiem, wyrywając ją z zadumy. Do pomieszczenia weszła srogo wyglądająca czarownica. Przeszła szybko przez pokój, zamknąwszy starannie za sobą drzwi, i zasiadła w fotelu. Była jeszcze młoda, ale prostokątne okulary, ciasto spięte włosy i starannie ułożona szata sprawiały, że wyglądała bardzo groźnie.

Czemu zawdzięczam tą wizytę? – zapytała po chwili, przyglądając się dziewczynie badawczo. – Czy coś się stało?

Lily przełknęła ślinę. Cały ranek zastanawiała się nad tym, jak wyrazić swoją prośbę, i nic nie przychodziło jej do głowy. Dziwiło ją, że do tej pory nikt nie zareagował na to, co działo się z Jamesem. McGonagall była ich opiekunem, powinna coś z tym zrobić.

Masz zamiar mi coś powiedzieć, czy przyszłaś zobaczyć mój gabinet od środka? – ponagliła ją zniecierpliwiona McGonagall.

Lily zmusiła się do kwaśnego uśmiechu.

Bo widzi pani… Przyszłam tu, bo mam do pani prośbę – wyjąkała niepewnie.

Prośbę – powtórzyła ze zdziwieniem nauczycielka, unosząc brwi.

Tak. Pomyślałam, że może pani mi pomoże.

McGonagall zmierzyła ją przeciągłym spojrzeniem i wyprostowała się w fotelu, splatając palce. Jej mina wyrażała teraz uprzejme zainteresowanie.

A więc w czym mogę ci pomóc? – zapytała spokojnie.

Właściwie, nie chodzi o mnie… – wybełkotała dziewczyna, rumieniąc się aż po czubki uszu. Pragnęła teraz jak najszybciej uciec z tego gabinetu i schować się przed badawczym spojrzeniem opiekunki, które odbierało jej resztki pewności siebie. – Chodzi o Jamesa Pottera.

McGonagall wyglądała na zaskoczoną.

Mów dalej – zachęciła ją.

Lily wzięła głęboki oddech i zebrała się w sobie.

Bo widzi pani… My się o niego martwimy. To znaczy… mam na myśli jego przyjaciół. Dzieje się z nim coś dziwnego. Pani nie zwróciła uwagi na to, że bardzo się zmienił?

W końcu chłopak się uspokoił – odpowiedziała McGonagall, spoglądając wymownie w sufit. – Uważam, że to zdrowy objaw u młodego mężczyzny wchodzącego w dorosły wiek.

Lily potrząsnęła gwałtownie głową.

Pani nie rozumie – zaprotestowała gorąco. – Nie zauważyła pani jak bardzo opuścił się w nauce? Może można by go potraktować trochę… łagodniej?

Nie bardzo rozumiem, panno Evans – zdziwiła się McGonagall. – Nie widzę powodów, by któregokolwiek z uczniów traktować inaczej, niż pozostałych. Poza tym, nie zauważyłam, żeby oceny pana Pottera uległy pogorszeniu.

Nooo… może nie z transmutacji – powiedziała cicho Lily.

McGonagall przetarła okulary i wyciągnęła z szuflady biurka listę, na której nauczyciele zwykle notowali wyniki Gryfonów. Jej oczy wędrowały szybko od jednego końca do drugiego, odczytując stopnie i uwagi dotyczące Jamesa. W miarę jak zbliżała się do końca strony, jej twarz robiła się co raz bledsza, aż w końcu ponownie wyprostowała się w fotelu i spojrzała z uwagą na Lily, po czym podniosła się z miejsca i podeszła do okna.

Oceny i sytuacja Pottera nie powinna cię dłużej zajmować – powiedziała po dłuższej chwili, ważąc słowa. – Tak się składa, że dziś ma mnie odwiedzić pani Potter i to z nią będę omawiać wszystkie szczegóły dotyczące tej sprawy.

Ale…

Jako wasz szkolny opiekun podejmę właściwe kroki – przerwała jej szybko profesor, unosząc dłoń. – Za chwilę zaczynają się lekcje, powinnaś już iść.

Lily ściągnęła brwi, ale posłusznie podniosła się z miejsca i skierowała w stronę wyjścia. Zatrzymała się jednak na progu, by ostatni raz spojrzeć przez ramię. McGonagall wyglądała na zamyśloną. Machnęła nerwowo ręką, dając jej znać, że ma się pośpieszyć i odwróciła się twarzą do okna.

Lily wyszła z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Wiedziała, że McGonagall nie rzuca słów na wiatr, ale nie była pewna, czy dobrze zrobiła wplątując ją w tę sprawę. W zamyśleniu poprawiła torbę, która zsuwała jej się z ramienia, i z kociołkiem pod pachą ruszyła ciemnym, pustym korytarzem. Zeszła po schodach prowadzących do lochów. Uświadomiła sobie dokąd idzie dopiero, gdy w oddali zamajaczyły drzwi klasy. Jak zwykle były otwarte, weszła więc do środka i usiadła na swoim miejscu, po czym wyciągnęła książkę do eliksirów i zanurzyła się w lekturze, by się trochę uspokoić i skupić nad tym, co ją czekało na zajęciach.

Po kilku minutach sala zaczęła się zapełniać rozgadanymi uczniami, wracającymi z Wielkiej Sali. Gryfoni zajęli swoje miejsca z tyłu klasy. Z przodu przesiadywali jedynie Ślizgoni, którzy nigdy nie obawiali się swojego opiekuna, bo wiedzieli, że i tak wszystkie winy zostaną im wybaczone.

Cześć – usłyszała Lily, gdzieś nad głową.

Podniosła wzrok znad książki i spojrzała w bladą twarz Snape’a. Siedzieli razem od pierwszej klasy. Oboje radzili sobie bardzo dobrze z warzeniem nawet najbardziej skomplikowanych wywarów. Nic więc dziwnego, że profesor Slughorn chciał mieć ich na oku i nie pozwolił żadnemu z nich opuścić pierwszej ławki.

Cześć – odpowiedziała beznamiętnie i wróciła do lektury.

Snape zaczął rozkładać swoje rzeczy na stoliku, zerkając na nią co chwila.

Będziesz się tak gapił? – zapytała chłodno, nie odrywając wzroku od akapitu dotyczącego napojów usypiających.

Snape usiadł w końcu na swoim miejscu, ale nie speszył się jej uwagą. Wręcz przeciwnie. Uznał to za zachętę do rozmowy.

Zdaje się, że ostatnio trochę się śpieszyłaś – powiedział cicho.

Hmmm? – Spojrzała na niego spode łba.

Możemy teraz pogadać?

Ale nie dane było im powrócić do wczorajszej rozmowy, bo profesor Slughorn wkroczył pewnie do pracowni i oświadczył, że dziś odbędzie się niezapowiedziany test z eliksirów usypiających. Rozdał klasie kartki z zadaniami i zaczął krążyć między ławkami, irytując tym uczniów, którzy usilnie próbowali przypomnieć sobie proporcje składników.

Lily zerknęła na swój pergamin. Musiała uwarzyć eliksir i odpowiedzieć na pięć prostych pytań. Podobny test pisali w piątej klasie. Chwyciła swoje pióro i zaczęła pisać. Eliksir postanowiła przygotować na końcu, wystarczała tylko godzina. Z łatwością uwarzyła napój usypiający, wlała jego próbkę do kolby i, złożywszy ją na biurku, wróciła do ławki, by dokończyć rozpoczęty rozdział książki.

Sądzę, że powinien pan opuścić te zajęcia.

Głos profesora Slughorna sprowadził ją z powrotem na ziemię. Mówił szeptem, ale w nienaturalnej ciszy, jaką wywołują zwykle sprawdziany, zabrzmiał niezwykle donośnie. Odwróciła się przez ramię, żeby zobaczyć do kogo tak przemawia. Nauczyciel stał przy ławce Jamesa Pottera i zerkał mu przez ramię do jego pracy.

Panie Potter, to jest siódma klasa – ciągnął dalej z wyraźną irytacją. – Dyplomowa. Powinien pan wiedzieć, że z takimi wynikami nie dopuszczam nikogo do egzaminu – powiedział, opróżniwszy jego kociołek jednym machnięciem różdżki.

James skrzywił się ledwie dostrzegalnie i wrzucił swoje rzeczy do torby. Wstał i bez słowa wyszedł z klasy z dumnie uniesioną głową.

Nie pamiętała, co działo się po eliksirach. W głowie miała pustkę. Słyszała wciąż żywe słowa profesora Slughorna. Nigdy nie wyobrażała sobie, że ten miły, starszy czarodziej mógłby wyrzucić kogoś ze swojej lekcji. Z tej dziwnej hibernacji wyrwała ją dopiero profesor McGonagall podczas popołudniowej lekcji transmutacji.

Panno Evans, proszę do mojego gabinetu.

Ogarnęło ją poczucie niepokoju. Drżąc na całym ciele, przeszła przez klasę, czując na sobie spojrzenia kolegów i koleżanek. Z ulgą schowała się przed ich wzrokiem za drzwiami gabinetu i ze zdziwieniem stwierdziła, że przy biurku czeka już jeden gość. Remus Lupin wyglądał na równie przerażonego, co ona.

Wiesz, po co nas wezwała? – zapytał, starając się ukryć podenerwowanie.

Nie – przyznała.

McGonagall dołączyła do nich po dłuższej chwili. Towarzyszył jej James Potter. Usiadła w swoim fotelu i wskazała całej trójce twarde stołki. Odczekała chwilę, aż zajmą miejsca, po czym zaczęła rzeczowym tonem:

Po pierwsze, Panie Potter, chciałabym się dowiedzieć, co zaszło dzisiaj podczas lekcji eliksirów.

James wzruszył obojętnie ramionami, ale Lily mogłaby przysiąc, że dostrzegła w jego oczach dziwny błysk. Gniew?

Nie wie pan? – powiedziała McGonagall, uśmiechając się lekko. – Dziwne, bo profesor Slughorn nie miał problemu z opisaniem dzisiejszych zajęć z siódmą klasą. Wszyscy zasiadający w gronie pedagogicznym zgodnie twierdzą, że stać cię na więcej, Potter.

James wbił wzrok w podłogę, ale nie odpowiedział.

Po drugie – ciągnęła dalej profesor. – Rozmawiałam z twoimi rodzicami oraz gronem pedagogicznym. Wszyscy zgadzamy się, że przyjąłeś na siebie w tym roku trochę za dużo obowiązków. Powinieneś…

Nie zrezygnuję z quidditcha!  przerwał jej James i zadarł butnie głowę.

Profesor McGonagall uśmiechnęła się lekko, ale uciszyła go gestem dłoni.

Chciałam powiedzieć, że powinieneś skupić się na nauce – powiedziała surowo.  Nie wyobrażam sobie naszej drużyny quidditcha bez ciebie, Potter. I muszę przyznać, że oboje z profesorem Dumbledore'em uważamy, że dokonaliśmy dobrego wyboru, jeśli chodzi o naszych nowych Prefektów Naczelnych. Będziemy jednak zmuszeni, żeby odpowiednio zareagować, Potter, jeśli nie poprawią się twoje wyniki. Uzgodniłam z nauczycielami, że poprawisz swoje stopnie do końca miesiąca. W przyszły piątek napiszesz również test z eliksirów. Jeśli zdasz, profesor Slughorn przyjmie cię z powrotem na swoje zajęcia.

Dziękuję – wymamrotał zaskoczony James.

McGonagall machnęła niecierpliwie ręką.

Zostaje jeszcze trzecie. – Wszyscy troje wbili w nią zaciekawione spojrzenia. – Nie sądzę, Potter, żebyś był w stanie dokonać tego sam. Jeśli poprosisz swoich przyjaciół, myślę, że chętnie ci w tym pomogą. Prawda, panie Lupin?

Remus, choć zaskoczony, natychmiast przytaknął i uśmiechnął się promiennie do Jamesa.

Evans zgodziła się już rano – dodała McGonagall, spoglądając wymownie na Lily. – Powinieneś podziękować koleżance, Potter. Dzielnie walczyła o taryfę ulgową dla ciebie.

Na twarz Lily wypłynął szkarłatny rumieniec. Poczuła na sobie zdziwione spojrzenia obu chłopców. Nieśmiało podniosła wzrok na Jamesa.

Dziękuję – powtórzył, nie kryjąc zaskoczenia.


13 komentarzy:

  1. Awwwwwwwwww! Ale mi się podobał ten rozdział!!
    Ciekawe co James ukrywa, bo nie wierzę że to tylko nadmiar obowiązków hm... Plus relacje na linii Snape - Lily bardzo mi się podobają (to znaczy podoba mi się jak są opisane xd). He's a creep a przynajmniej sprawia takie wrażenie, as he should, nie odczarowujmy (hehe) go! Pięć punktów dla Twojego domu za to!
    Czekam na kolejny (i mam nadzieję że ty też kiedyś zostawisz jakiś ślad po sobie u mnie)
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miły komentarz ;) Mam nadzieję, że nie zagmatwam zbytnio tych wszystkich relacji :D
      Chętnie nadrobię zaległości w czytaniu, ale ostatnio jestem tak zakręcona, że trochę się tego zebrało. Wpadnę do ciebie niedługo .
      Pozdrawiam, Rieen

      Usuń
  2. Uważam, że dobrze, iż Lily wstawiła się za Potterem. Mam nadzieję, że uda im nadrobić zaległości, a do tego nawiąże się bliższa relacja. Co do sytuacji z Severusem, jestem ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy.
    Pozdrawiam, K. [after-this-time-always] - proszę informuj mnie o nowych rozdziałach jeżeli możesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Lily i James muszą się zbliżyć. Taki jest plan, w końcu będą niedługo parą ;)

      Mogę cię informować o nowościach, o ile nie dopadnie mnie moja skleroza ;) nowe rozdziały pojawiają się zwykle pod koniec miesiąca, tak jakoś mi do tej pory wychodziło.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
    2. rozumiem, więc będę na bieżąco sprawdzać :)

      Usuń
  3. Nauka Lily przypomina mi moje przygotowania do matury, bardzo jej współczuję ;)
    Zastanawiam się, co się dzieje z Jamesem. Może jego problemy łączą się też z sytuacją z Mary? Lily zachowała się super, nie dziwię się, że James się w niej zakocha. Dobrze, że pomogła mu też z zaklęciami. Z niecierpliwością czekam na więcej ich wspólnych momentów.
    Pozdrawiam,
    Golden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Myślę, że nie zdradzę zbyt dużo, gdy powiem, że James jest w gorącej wodze kąpany i aż rwie się do działania. Swoje myśli kieruje teraz w zupełnie innych kierunkach, niż nauka - stąd gorsze stopnie.

      Zapraszam częściej.
      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
  4. Oooo! To widzę, że paranoja Mary niedługo znowu weźmie górę po tej akcji. ;)

    Nie powiem, polubiłam Lily trochę bardziej po tej trosce, którą okazała względem Jamesa. Co prawda: nie do końca rozumiem, dlaczego tak bezpośrednio się zaangażowała, bo dotychczas sprawiała wrażenie, że z Jamesem łączą ją czysto służbowe stosunki, ale… Nie, nie zapomniałam, że w którymś z poprzednich rozdziałów przyznała przed sobą, że trochę jej się podoba ten cały Potter. ;) W sumie to całkiem ciekawe – czytanie o kiełkujących uczuciach, przed którymi ta osoba się broni. A skoro do tej pory było to tak delikatnie akcentowane, jej zachowanie wydawało mi się trochę przerysowane. Z drugiej strony, minęło już trochę czasu, więc to dość prawdopodobne, że niechęć względem Jamesa zmalała, o ile nie zniknęła całkiem. ^^

    W przypadku Snape’a mam dość mieszane uczucia. I to nie przez Twoje opowiadanie, a opowiadania o nim (albo z nim jako tłem) w całości. Podczas czytania książek lubiłam go. Kiedy w końcu wyszło na jaw, dlaczego taki był i co było jego motorem napędowym do działania… Ałć! Wiem, że większość osób lubi ten motyw, że Snape kochał Lily, ale mi to trochę zgrzytało. Teraz już przyzwyczaiłam się do tej myśli, ale nadal czytanie o Smarkerusie, który kocha pannę Evans, sprawia, że mam ambiwalentne uczucia. Na szczęście na razie u Ciebie jest on postacią drugo, a może i trzecioplanową, więc mam nadzieję, że tak pozostanie.

    Strasznie zaciekawiłaś mnie: co to za tajemnica, którą skrywa James? Musisz wiedzieć, że lubię zgadywać, ale jestem w tym kiepska, więc zawsze (po czasie) mogę się pośmiać ze swoich domysłów.

    Mam dwie teorie. Pierwsza: coś się stało u Potterów; może dziadek umarł? Druga: może James znalazł jakiś kiełkujący ruch oporu przeciw Voldemortowi? Bo Zakonu Feniksa jeszcze nie było, ale na pewno mogliby się znaleźć jacyś czarodzieje, którzy gromadzili się i otwarcie sprzeciwiali jego poglądom.

    Cóż zrobić, trzeba czekać. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, widzę, że Mary naprawdę nie jest lubiana :D No nic, nie będę spojlerować jej dalszych losów, skoro budzi skrajne emocje ;D

      Lily mówi jedno, czuje drugie, a robi trzecie ;) I jest zdecydowanie zainteresowana tym, co się dzieje z Jamesem, choć się do tego nie przyznaje.

      Snape jest o tyle ciekawą postacią, że po tym jak się okazało, że był nieszczęśliwie zakochany w Lily, wszyscy zaczęli go nagle wybielać. Owszem, pod koniec życia oddał spore zasługi dla Zakonu, ale generalnie to był zazdrosnym, pamiętliwym i nieczułym człowieczkiem, który w dodatku znęcał się nad dzieciakami i faworyzował dzieci śmierciożerów. I naprawdę nie wiem, co Dumbledore miał w głowie pozwalając mu pracować z młodzieżą.

      W moim opowiadaniu z pewnością Snape się jeszcze pojawi, ale nie liczyłabym na jakieś rozbudowane wątki. Mam tyle rzeczy do opisania, że nie mam pojęcia, gdzie to wszystko zmieścić, żeby się nie rozjechać czasowo.

      A z tymi teoriami to Cię zostawiam ;) Nie będę psuła niespodzianki.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarze,
      Rieen

      Usuń
  5. O Merlinie!
    Ja pamiętam ten rozdział i byłam ciekawa czy on będzie!
    Wtedy mi się podobało i nie powiem, powiało nostalgią za starymi, dobrymi czasami na onecie. :D

    Rozumiem to wyjaśnienie sobie spraw Mary i Lily, chociaż tak trochę nieufnie podchodzę do Mary. Może ja dzwinie czytam, ale w mojej głowie było trochę podstępu z jej strony i jeszcze jej nie ufam. :)
    No i rozumiem też Lily, teraz jeszcze nie wie do czego to wszystko zmierza, więc mówi prawdę. Ciekawa jestem jak wielka będzie drama jak się spikną z Jamesem. xD

    Przyjemnie się czytało i żałuję, że tak późno tu zajrzałam, żeby przeczytać nowość.
    Życzę dużo weny i mnóstwo czasu na pisanie!
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że sporo tu fragmentów z poprzedniej wersji. Taka podróż sentymentalna ;)

      Na dramę pewnie nie będzie trzeba było długo czekać :D Oj oj, będzie się działo.

      Cieszę się, że wpadłaś. Już niedługo postaram się o nowe. Już się pisze.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
  6. Dotarłam w końcu i ja... I nie było źle :) Kurczę, jestem lekko zrażona do historii z czasów Huncwotów (krótkie życie, dużo, baaardzo duuuużo złych opowiadań), ale to przeczytałam lekko.

    Podoba mi się, że nie wciskasz nachalnie romansu, tam gdzie go nie ma. Twój James nie jest irytujący, trochę zadziorny, ale na pewno nie jest to Potter z "najgorszego wspomnienia Snape'a". Lily jest miłą dziewczyną, twardo stąpającą po ziemi, ale też zawsze chętną do pomocy. Obraz Pottera biorącego na siebie za dużo obowiązków a la Hermiona Granger trochę kłóci mi się z wyobrażeniem o nim, ale w sumie to ciekawe podejście do sprawy. Faktycznie Syriusz i Lupin wspomnieli, że na siódmym roku James trochę zmądrzał, ale nie wyobrażałam go sobie jako kujona. Może dlatego że patrzę na niego jako taką mniej posępną wizję Harry'ego?

    Fajnie, że próbujesz ugryźć problem ze strony mugolaka muszącego sobie radzić w społeczności na skraju wojny. Ten problem w opowiadaniach o Huncwotach zwykle jest marginalizowany, więc to miłe zaskoczenie. Liczę, że ten wątek nie zgubi się w miarę rozwijania się romansu.

    I liczę na to, że będzie więcej Syriusza. Ostatnio wdałam się w dyskusję o tym, że go nie lubię i potrzebuję, żeby go ktoś zrehabilitował w moich oczach, a Ty jesteś na dobrej drodze ;p

    I, rety, jakoś przegapiłam informację, że James był na siódmym roku prefektem naczelnym. Dowiedziałam się tego jednego dnia niezależnie z dwóch różnych źródeł xD Po prostu zawsze mi się wydawało, że do tego potrzeba być zwykłym prefektem... Frank ma rację, Dumbledore jest dziwny.

    Pozdrawiam,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie wydaje mi się, żeby James był typem kujona w tym opowiadaniu. On po prostu myśli i koncentruje się na czymś innym, a nauka znajduje się niżej w hierarchii potrzeb i wartości. Krótko mówiąc, olewa chwilowo naukę ;)


      Bardzo bym chciała utrzymać obecny klimat opowiadania - takie wprowadzenie do wydarzeń po skończeniu szkoły. Lily powinna walczyć w Zakonie także o swoje prawa. Mam nadzieje, że mi się to uda.

      Syriusza bardzo lubię. Poświęcę mu nawet osobne opowiadanie ("Znana Historia Syriusza Blacka"). Będzie się pojawiało od czasu do czasu w ramach przerywnika od przygód Lily. Pierwsza część się już pokazała. Jestem ciekawa reakcji ;)

      A Dumbeldore jest dziwny.

      I tym optymistycznym akcentem zakończę swój komentarz ;) Dziękuję za obecność i zapraszam do dalszego cyztania.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń