wtorek, 8 grudnia 2020

Znana Historia Panny Evans (005)


Pierwszy mecz Gryfonów zbliżał się wielkimi krokami i treningi quidditcha odbywały się niemal codziennie. Nowa kapitan drużyny Gryffindoru okazała się bardzo wymagająca. Mary, która grała na pozycji obrońcy, często narzekała na zupełny brak zrozumienia z jej strony.

To przestaje być zabawne – warknęła pewnego dnia, zatrzaskując za sobą drzwi dormitorium. – No naprawdę! Wszyscy chcemy wygrać Puchar Quidditcha, ale Clare zdecydowanie przesadza. Wiesz, że kazała przyjść na trening Andy’emu?

To ten nowy pałkarz z trzeciego roku? – zapytała Lily, odkładając książkę na szafkę nocną.

Eche… Biedak ledwie zipie. Na moje oko ćwiczył dzisiaj z czterdziestostopniową gorączką. Mogła go przynajmniej wysłać po eliksir pieprzowy, czy coś… Wariatka. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy padniemy jak muchy. No bo niby jak mamy być codziennie w szczytowej formie, kiedy wszyscy zakuwają do egzaminów?

Lily pokiwała głową ze zrozumieniem. Wszyscy doskonale wiedzieli, że tegoroczny podstawowy skład był bardzo ryzykowny. Oprócz Jamesa Pottera i Mary, którzy przygotowywali się do owutemów, w drużynie grało troje piątoklasistów, zdających w tym roku SUM-y. Większość zawodników była bliska wyczerpania i od połowy października wspomagała się eliksirem wzmacniającym – specjalnością szkolnej pielęgniarki.

Mary zrzuciła z siebie brudną szatę, ubrała piżamę w grochy i wskoczyła pod kołdrę.

Od razu lepiej – przyznała, przykrywając się po same uszy. – Okropnie przemarzłam. Dobrze, że James pożyczył mi bluzę, bo jeszcze też bym się rozchorowała.

Lily uśmiechnęła się lekko.

Jak wam się razem trenuje? Udało wam się dogadać?

Mary wzruszyła ramionami.

Jest w porządku – przyznała. – Wciąż ze sobą rozmawiamy, jak dawniej, ale James unika tematu związku. Wydaje mi się, że chce przejść do trybu „zostańmy przyjaciółmi”.

Odpowiada ci taki układ?

Nie bardzo, ale jedyne co mogę zrobić, to postarać się mu przypomnieć jak dobrze było mieć taką dziewczynę, jak ja!

Uśmiechnęła się łobuzersko i puściła do przyjaciółki oczko. Lily roześmiała się głośno.

Postawa godna pozazdroszczenia.

A ty? – Mary uniosła się na łokciu, by lepiej się przyjrzeć współlokatorce. – Jak ci się z nim pracuje?

O dziwo, całkiem dobrze. Chyba wziął sobie do serca, że może wylecieć z drużyny, jeśli się nie przyłoży. Naprawdę się stara.

James sumiennie wypełniał swoje postanowienie poprawy. W tygodniu, zaraz po zakończonych lekcjach zamykał się z Remusem w dormitorium, żeby ćwiczyć zaklęcia lub powtarz teorię magii, wieczorem przesiadywał w bibliotece, gdzie Lily pomagała mu w odrabianiu prac domowych. Podjęła się próby odbudowania jego wizerunku w oczach profesora Slughorna i okazała się naprawdę niezłą korepetytorką. Slughorn, zachwycony nowymi talentami swojej ulubienicy, polecił im, żeby kontynuowali wspólne zajęcia, do czasu, kiedy uzna, że Potter opanował cały materiał. Pozwolił jej także zamienić się miejscami z Remusem i podczas lekcji dosiadać do stolika, przy którym pracowali James, Syriusz i Peter, dzięki czemu pozbyła się towarzystwa Snape’a.

Na spotkania przy parującym kociołku umawiali się zwykle w weekendy, kiedy oboje mieli nieco więcej czasu. Po kilku incydentach, w wyniku których udało im się niechcący zadymić pokój wspólny Gryffindoru, wysadzić kociołek pośrodku szkolnej biblioteki i sprowokować Irytka do wylania eliksiru powodującego czkawkę na głowę Filcha, profesor McGonagall wspaniałomyślnie udostępniła im do ćwiczeń klasę transmutacji. Czasem podczas tych zajęć towarzyszyli im Mary, Remus, Syriusz lub Peter, ale większość czasu przesiadywali wyłącznie we własnym towarzystwie i Lily zaczęła poważnie wątpić, czy powtórzyłaby teraz z przekonaniem niedawno wypowiedziane zdanie, że nie będą się w stanie nigdy dogadać.

Zanim się obejrzała, zdała sobie sprawę, że rozmawiają ze sobą ze swobodą i otwartością jaką dawniej dzieliła jedynie z Severusem oraz Mary. Początkowo pogawędki dotyczyły szkoły – omawiali ostatnie zajęcia, komentowali zachowanie nauczycieli, wymieniali poglądy na temat innych uczniów. Z każdym następnym spotkaniem wymiana myśli stawała się coraz bardziej osobista. James opowiedział jej o swojej rodzinie – dziadku, który zabierał go na mecze ulubionej drużyny quidditcha, ojcu, który uczył go pojedynkowania się w tajemnicy przed żoną, i nadopiekuńczej matce. Ona w rewanżu wspomniała o swoich relacjach z siostrą i ze śmiechem powtarzała słowne utarczki babci i ojca. Ku własnemu zdumieniu, stwierdziła, że James Potter jest zupełnie inny, niż do tej pory sądziła. Wiele cech jego charakteru mocno odbiegało od wzorca stworzonego w jej głowie.

Nie pamiętam czasów, gdy rodzice pracowali w fabryce. Ojciec sprzedał firmę zanim się urodziłem – mówił James podczas jednej z sobotnich lekcji, gdy zapytała czy jego ojciec nie żałuje przejścia na emeryturę. – Zawsze mówił, że pociągało go tworzenie i rozwijanie interesu, więc kiedy firma zdawała sobie świetnie radzić bez niego, sprzedał ją z zyskiem. W naszej piwnicy wciąż spoczywa dożywotni zapas „Ulizanny”. Przez pierwsze lata mojego życia matka biegała za mną i zaczesywała włosy z pomocą tego świństwa. Prawie bezwiednie przeciągnął ręką po czuprynie, tworząc na głowie zupełny nieład. Gdy miałem dziesięć lat, niechcący wymieszałem płyn ze składnikami z laboratorium mojego ojca. Matka, pewna że wszystko jest w porządku, zafarbowała mi permanentnie grzywkę na zielono. Ależ była wściekła… Musiała ściąć mi włosy i poczekać aż odrosną. Za to była z tego jedna korzyść nie pozwoliłem jej się więcej zbliżyć do mnie z grzebieniem.

Lily roześmiała się szczerze. Ta anegdota całkiem wiarygodnie tłumaczyła fenomen wiecznie rozczochranych włosów Pottera.

Często wykręcałeś rodzicom takie numery?

James uśmiechnął się łobuzersko.

Taki już mój urok. Kłopoty same mnie znajdują. Rodzice szybko się do tego przyzwyczaili.

Musieli mieć sporo cierpliwości.

Cierpliwość i kłopoty to dwie rzeczy, które przechodzą z pokolenia na pokolenie w naszej rodzinie – odpowiedział z udaną powagą. Dziadek Harry często opowiadał, że ojciec dał mu nieźle popalić, gdy był młody. Wciąż się pakował w jakieś awantury.

W takim razie może jeszcze się przekonasz jak to jest, jeśli twoje dzieci będą ci kiedyś skakały po głowie – stwierdziła Lily, zaglądając do kociołka, w którym bulgotał perłowy eliksir. – A jeśli już mówimy o kłopotach, to powinieneś wymieszać dokładniej ten wywar, bo się zważy. Możesz też mieć wzgląd na moją cierpliwość i postarać się tym razem niczego nie wysadzić.

James skrzywił się nieznacznie, ale posłusznie chwycił za chochlę i powoli zamieszał w kociołku.

Hej, Rogaczu!

Drzwi klasy otwarły się z cichym skrzypieniem i do środka wpadł Peter Pettigrew. Zdawał się być czymś bardzo przejęty. Tiara na jego płowej czuprynie była nieco przekrzywiona, jakby ubierał się w pośpiechu.

Co jest? – zapytał James, zerkając w jego kierunku. – Pali się, czy co?

Nie, nie. – Peter potrząsnął głową, a na jego pucułowatej twarzy pojawił się przepraszający uśmiech. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że Clare wyszła już z wieży i poszła na stadion. Szukała cię w dormitorium. Wkurzała się, że cię nie ma.

James zaklął pod nosem.

Muszę iść na trening – oznajmił, spoglądając na zegarek. – Clare mnie zabije, jeśli znowu się spóźnię.

Mary wspominała, że nieźle was ostatnio tresuje – westchnęła cicho Lily.

Nawet sobie nie wyobrażasz…

Mary też już już poszła na boisko. Zabrała twoją miotłę – zaszczebiotał Peter, zaglądając do kociołka. – Co to?

Na twoim miejscu, Glizdogonie, nie zbliżałbym się za bardzo – rzucił od niechcenia James, po czym ze spokojem zabrał się za sprzątanie.

Dlaczego?

Bo to już drugie podejście do tego eliksiru, a poprzednia próba skończyła się zeskrobywaniem jego resztek z sufitu.

Peter pisnął cicho i szybko cofnął głowę.

Nie martw się – powiedziała Lily, klepiąc Petera po ramieniu. – To tylko eliksir uspokajający. I naprawdę nieźle ci wyszedł, James. Slughorn będzie zadowolony. Czekaj, pomogę ci to sprzątnąć.

Zabrała się za zakręcanie słoików z ingrediencjami, podczas gdy James usiłował zebrać rozrzucone notatki.

Dzięki – mruknął Potter. – Slughorn chce żebym zaliczył w poniedziałek następny test. Myślisz, że zdam?

Jasne, jesteś całkiem niezły, gdy uważasz na to co robisz. Zbyt łatwo się rozpraszasz. Jeśli będziesz skupiony, wszystko będzie dobrze.

James wrzucił rzeczy do torby i wyciągnął swoją różdżkę, żeby oczyścić stolik z resztek ślimaczego śluzu. Jednym zręcznym ruchem usunął zabrudzenie, po czym zabrał się za przestawianie ławek, które złączyli dla większej wygody. Lily rozejrzała się uważnie po klasie. McGonagall dała by im popalić, gdyby zostawili bałagan, ale wszystko zdawało się być na swoim miejscu.

Chodźmy już – ponaglił ją James, wskazując nerwowym ruchem drzwi klasy.

Kiwnęła głową i wszyscy troje skierowali się do wyjścia. O tej porze dnia korytarze były zupełnie opustoszałe. Echo ich kroków odbijało się od nagich ścian zamku.

Powinienem się przebrać, ale chyba nie zdążę – mruknął Potter, gdy zatrzymali się przy schodach prowadzących w górę, do wieży Gryffindoru. – Wracacie do pokoju wspólnego?

Nie wiem – odpowiedziała szczerze Lily.

Nie miała planów na resztę wieczoru. Stos ukończonych prac domowych leżał bezpiecznie w dormitorium i po raz pierwszy od wielu tygodni miała trochę wolnego czasu. Mogła zająć się tym, na co miała ochotę.

Mogę iść z tobą? – zapytał Peter. – Łapa i Lunatyk znowu gadają o pe…

Przez ułamek sekundy twarz Jamesa wykrzywił grymas, ale szybko się opanował.

Przecież wiesz jak lubią grać w szachy – przerwał mu szybko. – Powinieneś przyzwyczaić się, że ciągle o tym gadają.

Peter zmieszał się trochę i zerknął z lękiem na Lily, która przenosiła wzrok to na jednego, to na drugiego.

Jasne. Tylko to straszne nudy – powiedział szybko. To jak? Mogę iść z tobą?

James wzruszył ramionami.

Jeśli nie macie nic do roboty, możecie oboje pójść ze mną – zaproponował, starając się by jego głos zabrzmiał lekko i niezobowiązująco. – Zdaje się, że to jeden z ostatnich ciepłych dni w tym roku. Warto się trochę przespacerować, przewietrzyć się…

Lily nie zastanawiała się długo. Dawno nie wychodziła z zamku. Ta niespodziewana okazja była bardzo kusząca. Poza tym, już dawno chciała zobaczyć jak Mary sobie radzi na boisku. Dołączyła do drużyny dopiero w zeszłym roku. W tamtym okresie Lily starannie unikała treningów quidditcha. Nie chciała odgrywać roli przyzwoitki swojej przyjaciółki.

Chętnie – odpowiedziała po chwili wahania.

James uśmiechnął się z zadowoleniem i machnął zachęcająco ręką w stronę schodów prowadzących na dół do holu i wejściowych drzwi. Wyszli razem na szkolne błonia i skierowali się w stronę stadionu. Była piękna pogoda, wymarzona na trening. Słońce zniżało się powoli nad horyzontem, rzucając długie cienie na równo przyciętą murawę, a ciepły, jesienny wiatr smagał ich twarze.

Gdy tylko pojawili się na boisku, natychmiast przywitał ich gniewny okrzyk Clare.

Gdzieś ty był, do stu tysięcy mioteł?! Już od pięciu minut powinieneś być w powietrzu – krzyczała, machając do Jamesa z drugiego końca boiska. – Trzy okrążenia karne i na miotłę!

Lily zerknęła na towarzysza, który zdawał sobie nic nie robić ze słów pani kapitan. Na jego twarzy błąkał się lekki uśmieszek.

Chyba przydałoby jej się trochę twojego eliksiru uspokajającego powiedziała konspiracyjnym szeptem.

Potter zatrzymał się przy trybunach, na których zwykle zasiadali kibice Gryffindoru i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Musiałaby wypić całe wiaderko – mruknął. – Chyba jest wściekła od urodzenia.

Lily rozejrzała się w poszukiwaniu Mary. Dosiadała już miotły i szybowała wysoko nad boiskiem. Na ich widok pomachała ręką i zniżyła lot.

Twoja miotła leży w szatni. Zabieraj cztery litery i chodź! – krzyknęła do Jamesa, szczerząc zęby w uśmiechu.

Lepiej faktycznie już idź – mruknął Peter. – Clare wygląda, jakby miała za chwilę eksplodować. Jest czerwona jak burak.

Wszyscy troje spojrzeli w stronę pani kapitan, która nadal wymachiwała groźnie rękami.

Jak mus, to mus – westchnął James.

Zaczekamy na was na trybunach – dodała Lily. – Potrzymać ci rzeczy?

James podziękował im krótko, podał Peterowi swój torbę i ruszył przez boisko w kierunku pozostałych zawodników. Lily obserwowała jak dosiada swojej sportowej miotły i wzbija się w powietrze. Przez pewien czas Clare próbowała zmusić Pottera, by wrócił na ziemię i przebiegł karne okrążenia, ale po pięciu kolejnych, straconych minutach, dała w końcu za wygraną.

Lily i Peter weszli ostrożnie po schodkach na wyższe stopnie trybuny. Przysiadła na jednej z ławek. Jej towarzysz kręcił się przez chwilę niezdecydowany, po czym wrzucił torbę Jamesa na siedzenie obok niej i wdrapał się do wyższego rzędu, żeby lepiej widzieć.

Spojrzeli w górę. Siedem postaci na miotłach ćwiczyło właśnie jakiś wyjątkowo trudny zwodniczy manewr. Peter wydawał się być o wiele bardziej doświadczonym kibicem. Już po chwili zaczął wykrzykiwać zagrzewające hasła i radośnie klaskać w dłonie. Gdy James wykonał wyjątkowo zgrabną pętlę w powietrzu, podskoczył z radości i…

ŁUP!

Torba Jamesa spadła z hukiem z siedzenia, rozsypując swoją zawartość pod nogami Lily. Peter pisnął przerażony i rzucił się do przodu, żeby pozbierać rzeczy.

— Rogacz mnie zabije – pisnął, gdy zobaczył rozbite słoiki. – Potrzebuje tego na egzamin.

Lily westchnęła cicho. Peter zwykle miewał pecha. Prowokował najróżniejsze, dziwne wypadki.

Nie martw się – powiedziała, schylając się, żeby mu pomóc. Przyjrzała się uważnie pozostałościom po ingrediencjach. – Wygląda na to, że pojemniki popękały, ale zawartość się nie uszkodziła. Może coś się uda uratować. A jeśli nie, pożyczę mu na test moje składniki, a w tym czasie zamówi się nowe przez sowią pocztę.

Wyjęła różdżkę. Z łatwością naprawiła pęknięte szkło i zaczęła zbierać z ziemi liście i kwiaty ślazu. Większość rzeczy udało się odzyskać. Wyglądało na to, że Peter miewał jednak czasem trochę szczęścia.

Umieścili z powrotem w torbie wszystkie książki, pióra i pojemniki.

Lepiej zaniosę to do dormitorium – mruknął Peter. – Jeśli znikną prace domowe Rogacza, nic i nikt mnie już nie uratuje, a z moim szczęściem… – Urwał. Wyglądał na przestraszonego. – Nie powiesz mu, prawda?

Nie powiem – obiecała Lily.

Dzięki. – W jego głosie pobrzmiewała nuta ulgi.

Chłopak chwycił plecak przyjaciela i rzucił się biegiem w dół po schodach, a następnie przebiegł murawę boiska. Lily patrzyła za nim, dopóki nie zniknął jej z oczu. Zastanawiała się przez chwilę czy nie pójść za nim, gdy jej wzrok padł nagle na coś ciemnego leżącego pod ławką.

Była to mała, niepozorna skrzynka wielkości cegły. Schyliła się i podniosła ostrożnie pudełeczko wykonane z ciemnego, niemalże czarnego drewna. Było proste, bez zdobień i zbędnych okuć. Jedynie na wieku mieniła się złocona litera „P”, a pod nią siedem maleńkich symboli runicznych. Po raz pierwszy naprawdę ucieszyła się, że przez krótki okres czasu chodziła na zajęcia ze starożytnych runów. Nie była w stanie odczytać całego napisu na wieku, ale z całą pewnością rozpoznawała dwa symbole oznaczające pamięć.

Obróciła przedmiot w palcach, czując jak ciepły prąd przeszywa jej dłonie. Usiadła z powrotem na swoim miejscu. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że powinna pójść za Peterem i wrzucić skrzynkę do torby Jamesa. Przez chwilę walczyła z pokusą. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, położyła pudełko na kolanach i ostrożnie je otworzyła.

Skrzynka musiała być otoczona silnymi czarami zwiększająco-zmniejszającymi. Wewnątrz znajdowało się kilka przegródek wypełnionych przedmiotami najróżniejszych rozmiarów i kształtów.

W największej części spoczywał starannie złożony srebrzysty materiał. Lily przesunęła po nim ręką. Wydał jej się bardzo delikatny, jakby utkany z cienkich, miękkich włókien. Mienił się pięknie nawet przy lekkiej zmianie ułożenia. Przez moment zastanawiała się, czy nie wyciągnąć go z pudełka, ale szybko zrezygnowała. Taki piękny, lśniący przedmiot zwróciłby uwagę wszystkich na boisku.

Przyjrzała się uważnie pozostałym przegródkom. Było tam niewielkie prostokątne lusterko, pęk zaadresowanych kopert – najpewniej zawierających listy – stos czarno-białych fotografii, złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie drapieżnego ptaka, srebrny sygnet z czarnym kamieniem, pusty kawałek nowego pergaminu oraz stos miniaturowych notesików w czarnej, skórzanej oprawie.

Drżącą ręką wyciągnęła książeczki, które leżały na wierzchu i ze zdumieniem spostrzegła, że natychmiast powiększyły się w jej dłoniach. Przypominały teraz zwykłe dzienniki. Każdy opatrzony był złotym napisem wykonanym innym charakterem pisma, niż pozostałe. Na jednym z nich, niewątpliwie bardzo starym, ponieważ jego kartki mocno pożółkły, widniało nazwisko „Iolanthe Peverell”, na pozostałych zaznaczono różnych członków rodziny Potterów.

Bez trudu rozpoznała staranne, równe pismo Jamesa i serce zabiło jej mocniej. Odłożyła ostrożnie wszystkie pozostałe notesy i zamknęła skrzynkę. Zmagała się z własną ciekawością. Jej sumienie krzyczało, że to co robi, jest nie w porządku, ale notes kusił ją swoją tajemniczą zawartością. Przekartkowała go ostrożnie. Był zapisany tylko w części.

Wiedziała, że nie powinna czytać prywatnych zapisków. W nagłym przypływie skrupułów zamknęła go gwałtownie. Spośród kartek zeszytu wypadł kawałek pergaminu i łagodnymi łukami sfrunął kilka rzędów niżej. Uświadomiła sobie nagle, że strasznie narozrabiała otwierając skrzynkę. Nie wiedziała, co tak naprawdę zawierało to pudełko, ale wszystko wskazywało na to, że to jakieś ważne pamiątki i dokumenty. Jeszcze tego brakowało, żeby coś zgubiła.

Wepchnęła szybko pojemnik i notes do własnej torby. Przez ułamek sekundy bała się, że wiatr porwie pergamin i rzuciła się pędem w jego kierunku. Chwilę później trzymała go w rozdygotanej ręce.

Jeśli to lista zakupów, naprawdę się wkurzę – mruknęła do siebie, po czym wygładziła kartkę i przyjrzała się jej uważnie.

Pobladła, uświadamiając sobie na co patrzy. Była to stronica wyrwana niedbale ze starej książki. Choć tekst nie był w języku angielskim, na pierwszy rzut oka można było poznać, że jest to przepis na eliksir wymagający bardzo wielu składników. Instrukcja opatrzona została odręcznymi notatkami dwóch osób. Rozpoznała duże, okrągłe litery nakreślone ręką Jamesa i drobne pismo Blacka. Na dole strony widniała ilustracja...

Czarodziej wijący się z bólu. Okaleczony. Rozerwany… W połowie człowiek – w połowie zwierzę. Okropny, straszy obraz połowicznie dokonanej transmutacji.

Wzdrygnęła się.

To nie mogły być dobre czary.

Nigdy nie podejrzewała Pottera o stosowanie czarnej magii. Czyżby pomyliła się co do niego? Dawniej zdarzało mu się dręczyć Ślizgonów, ale od dawna nie brał udziału w żadnym incydencie. Sądziła, że przeszła mu ochota na dziecinne kłótnie. Że wydoroślał, ogarnął się… A jeśli to miał być jakiś okrutny żart? Czy to możliwe, żeby planował z Blackiem jakiś nowy kawał?

Nie.

Nie wierzyła, żeby był zdolny do stosowania czarnej magii dla kawału. Wydawał się być dobrym człowiekiem. Poza tym, eliksiry nie były jego mocną stroną.

Jej myśli gnały szybko, podsuwając coraz to nowe wizje. Pozwoliła swojej wyobraźni błąkać się przez dłuższą chwilę w okolicach absurdu, po czym skarciła się surowo. Zawsze była rozsądna. Nie pozwoli sobie na domysły. Złożyła pergamin i wsunęła go do kieszeni, przysięgając sobie w duchu, że poszuka w bibliotece słowników, żeby przetłumaczyć tekst przy najbliższej okazji. Albo znajdzie jakieś sensowne wyjaśnienie, albo pójdzie do Pottera i zapyta go wprost co to takiego – nawet, jeśli będzie musiała się przyznać do tego, że grzebała w jego rzeczach.

Wróciła na swoje miejsce i z nowym zainteresowaniem wyciągnęła dziennik Jamesa. Otworzyła go na pierwszej stornie. Były tam notatki z marca 1966 roku zapisane niewprawną ręką dziecka. Parę stron dalej zapiski dotyczyły już kolejnych lat.

A więc James nie prowadził codziennych wpisów, notował tylko wybrane wydarzenia. Istniała szansa, że nie zauważy braku dziennika przez parę najbliższych dni. Zawahała się po raz ostatni i podjęła decyzję.

Schowała zeszyt między własne książki.

10 komentarzy:

  1. Może przynajmniej dziś nie skomentuję jako ostatnia ;)
    Bardzo, bardzo, bardzo podobał mi się ten rozdział. Wciągnął mnie wyjątkowo, aż żal było kończyć czytać. Uwielbiam twoje opisy, te między dialogami to mistrzostwo. Są krótkie, ale oddają każde uczucie czy gest.
    Zastanawiam się czy Lily przeczyta cały dziennik Jamesa. Trochę to naruszanie jego prywatności, ale czy da radę wygrać z pokusą? Widać jej drobną zmianę nastawienia do Jamesa, przynajmniej nie uważa go za zło największe jak w niektórych fanfikach. Zapewne muszę ćwiczyć cierpliwość, ale brakuje mi scen z Lily i innymi bohaterami. Takich bardziej szczegółowych, chociaż w tym rozdziale pojawiła się rozmowa z Mary i ta lekcja z Potterem, gdzie trochę pogadali. Chciałabym poznać jej relacje z innymi bohaterami, ale zapewne muszę po prostu poczekać.
    Peter, który o mało co nie zdradził sekretu przyjaciół? Czemu mnie to nie dziwi, zawsze brakowało mu inteligencji ;) Nigdy nie mogę spojrzeć na niego dobrze w opowiadaniach, cały czas myślę tylko o tym, że zdradzi swoich przyjaciół w przyszłości. Gdziekolwiek by nie występował mam do niego pewną urazę. Za to uwielbiam Remusa i Syriusza, nie mogę doczekać się więcej scen z nimi.

    Pozdrawiam,
    Golden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami żałuję, że nie potrafię pisać dłuższych opisów. Nie chcę lać wody i wychodzą dosyć proste. Cieszę się, że to nie przeszkadza w odbiorze.
      Nie będę zdradzać fabuły, więc będziesz musiała zaczekać na pozostałe odpowiedzi na pytania. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
    2. To u mnie jest odwrotnie. Jak się rozpiszę, to mam wrażenie, że odbiegam od głównego tematu, a za nic nie umiem skracać myśli.

      Usuń
    3. Nie wiem co lepsze ;) Czasem mam wrażenie, że przez taki brak opisów czytelnik, który nie do końca orientuje się w fandomie miałby ciężko się połapać o co chodzi w opowiadaniu. Może i dobrze, że się rozpisujesz. Przynajmniej twoi odbiorcy potrafią sobie wyobrazić to, co siedzi w twojej głowie. Ja muszę chyba jeszcze trochę popracować nad opisami.

      Usuń
  2. Oj nieładnie Panno Evans brać cudze rzeczy! :D
    Ogólnie podobał mi się rozdział i atmosfera między bohaterami. Nie przepadam za Peterem (z wiadomych powodów) aczkolwiek rozumiem, że w tamtych czasach jednak musiał być przyzwoity, gdyż Huncwoci się przyjaźnili. Cczekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam, K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bardzo nieładnie! :D
      Konsekwencje mogą być nieodwracalne!

      Usuń
  3. Z racji wychowania i podejścia Harry'ego do życia, zdarza mi się zapominać, że James był czystej krwi, tak mega. I że z racji tego Potterowie, podobnie do Blacków, mieli pewnie dużo rodzinnych tradycji. Dlatego najpierw wątek z dziennikiem spowodował u mnie uniesienie brwi, ale potem pomyślałam, że czemu nie. Nie zdziwiłoby mnie coś takiego u Malfoyów, więc czemu nie u Potterów?

    Z perspektywy Lily, nieznającej drugiej tożsamości Huncwotów, ta teoretycznie czarnomagiczna kartka rzeczywiście musiała być przerażająca. Myślę, że chodziło jednak o jakieś przymiarki do animagii, animagię samą w sobie lub jakąś alternatywę dla niej. W sumie jestem ciekawa, bo nikt nigdy nie pokazał "szkolenia" na animaga, a to podobno bardzo wymagająca magia. Bardzo mnie ciekawi, co wymyślisz.

    Twoja Lily jest interesującą postacią. Z jednej strony bardzo normalną i naturalną, co się chwali, z drugiej, jest w niej coś innego, niż w moich wyobrażeniach o niej. Nie wiem, może przeczytałam w życiu za dużo złych fanfików James&Lily ;)

    Wszyscy mamy ten sam problem z Peterem :D To miłe, że Ty nie i że pokazujesz go jako w sumie miłego, choć trochę mało ogarniętego chłopca. Wydaje mi się, że Peter w szkole wcale nie knuł już planu zdradzenia przyjaciół i że to narodziło się dużo później, gdy już niejako został od nich oddzielony przez wojnę. Zawsze miałam wrażenie, że dla niego śmierciożerstwo było niejako przy okazji i przez przypadek - nadarzyła się szansa, więc z niej skorzystał. U Ciebie też to trochę widać, chyba że mam błędne wrażenie i Glizdek jest podłym, nomen omen, szczurem, który tylko udaje niezdarę ;p

    Pozdrawiam,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James chyba nie jest zbyt skrupulatnym pamiętnikarzem, ale co tradycja - to tradycja! ;)

      Kobiety już tak mają, że lubią sobie tworzyć własne scenariusze i wyolbrzymiać pewne fakty. Biedna Lily, jeszcze nie wie w co się wpakowała wpychając nos w sprawy Huncwotów.

      Peter dla mnie jest postacią, która lubi obracać się w towarzystwie ludzi ważnych, lubianych i takich, którzy są w stanie go obronić. W szkole z pewnością do takich osób zaliczali się jego koledzy. Nie sądzę, żeby zdrada była rzeczą zaplanowaną przez niego z góry. Tak przynajmniej odbieram jego postać.

      Dzięki, że wpadłaś.
      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń
  4. Czy mi się tylko wydaje, czy Mary wróciła prosto z treningu, nie umyła się i taka spocona, być może uwalona błotem (od czego innego szata mogła być brudna?), założyła piżamę? Brrr… Wiem, że niektórzy tak robią, ale mnie to odrzuca, więc kolejny powód do nielubienia jej. ;)

    Podoba mi się, jak przedstawiasz relacje między bohaterami. Nie ma nagłej zmiany frontu, tylko płynne przejścia od wrogości do obojętności, od obojętności do sympatii. Mam takie dziwne wrażenie, że Mary namiesza w historii, ale to zmartwienie na zapas. Na razie cieszę się możliwością poznawania Lily i Huncwotów. ^^

    Peter jest taki, jakim go sobie zawsze wyobrażałam w czasach szkolnych – nieogarnięty, ale sympatyczny. Dobrze, że mrok jeszcze nie zawładnął jego serduszkiem. ;) Jamesa zawsze lubiłam, a w tym rozdziale sympatia tylko się pogłębia, ale…

    Lily. Ależ mnie ta panna zirytowała swoim wścibstwem. O ile jeszcze rozumiałam i nie chciałam oceniać, kiedy otworzyła pudełko (zwłaszcza, że fajnie i zgrabnie dałaś hinta do animagii), tak później. Ehh… chciałabym, żeby ktoś naruszył jej prywatność. Mam nadzieję, że poniesie konsekwencje tak infantylnego i słabego zachowania (powstrzymuję się przed dosadniejszym doborem słów). Liczę na to, że James nie przejdzie nad tym do porządku dziennego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, no myślę, że to kwestia interpretacji xD
      Nie skupiałam się na opisywaniu wszystkich czynności jakie Mary wykonała przed snem, zakładając że każdy sobie dopowie co musiała wykonać, żeby założyć piżamę.

      Wydaje mi się, że w prawdziwym życiu ciężko o nagłą zmianę frontu. Poza tym, skoro miłość Lily i Jamesa miała być taka wyjątkowa i silna, to musi mieć też solidne podstawy. Nie przemawiają do mnie telenowele, gdzie bohaterowie zakochują się w sobie po pierwszym spojrzeniu, a dwa dni później biorą ślub. Zauroczenie być może tak wygląda, ale miłość to raczej świadoma decyzja.

      Sprawa z pudełkiem i dziennikiem powinna się wkrótce wyjaśnić ;) Zobaczymy, co James na to...

      Pozdrawiam,
      Rieen

      Usuń